niedziela, 13 grudnia 2015

Rozdział 28

Trzy tygodnie, dwadzieścia jeden dni, pięćset cztery godziny, trzydzieści tysięcy dwieście-czterdzieści minut, milion osiemset-czternaście tysięcy czterysta sekund właśnie od tego czasu moje życie przestało mieć jakikolwiek sens. Przez trzy tygodnie nie otrzymałam, żadnego znaku życia od Federico. Mimo iż wiem, że nie można go zabić nie potrafię się o niego nie martwić. Każda sekunda ciągnie się jak stulecie, a każdy oddech rani moje płuca i powoduje kolejną fale łez. Mój cały organizm się rozpada i nie potrafi już poprawnie funkcjonować. Każdy dzień spędzam tak samo, ubrana w  jego bluzę, na której wciąż utrzymuje się zapach jego perfum, owinięta puchatym kocem na werandzie domku Lary. Gdzie czekam na jego powrót i co wieczór czuję jeszcze większy ból w sercu. W nocy jeśli już śpię zawsze śni mi się on. Wtedy jest przy mnie, mogę wtulić się w jego ciepły tors, poczuć jego aksamitne wargi na swoich, usłyszeć jego głos, i spojrzeć w czekoladowe oczy. Mimo iż z początku starałam się być optymistką już po kilku pierwszych dniach się załamałam. Jem prawie tyle co nic, tylko to co wmusi mi Lara. Muszę przyznać, że naprawdę polubiłam tą staruszkę. Nie chcę sprawiać jej problemów ale po prostu nie mogę przestać się martwić i tęsknić. To zawiera całą moją przestrzeń w mózgu. Nie myśleć o Federico to jakbym przestała oddychać, bo przecież nie da się oddychać bez powietrza. A Fede jest właśnie moim powietrzem, bez niego się krztuszę, usycham.
- Lusiu, dziecko musisz coś jeść- mówi Lara wchodząc na werandę.
- Naprawdę nie jestem głodna- szepczę i spuszczam głowę by nie widzieć jej zmartwionego spojrzenia.
- Kwiatuszku - staruszka siada obok mnie i delikatnie chwyta moje zimne dłonie.- musisz coś jeść. Jeśli nie chcesz jeść dla siebie do zrób to dla niego. Wiesz jak strasznie się zmartwi, gdy zobaczy Cię taką wychudzoną. Przecież nie chcesz by się martwił.- jej szare oczy przenikliwie na mnie patrzą a ja po raz kolejny im ulegam. Delikatnie kiwam głową i razem z Larą kieruje się do przytulnej kuchni. Grzecznie siadam za stołem a już po kilku sekundach pojawia się przede mną talerz z lazanią, specjałem kobiety.
- Lara.. - pytam niepewnie i nabieram do ust pierwszy kęs.- jak to się stało, że poznałaś Leona i Federico?
- Oj wiedziałam, że kiedyś o to zapytasz.- mówi a na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech.- Wszystko Ci opowiem ale jedz.- posłusznie biorę do ust kolejny kęs i wyczekująco patrzę na staruszkę.- Już od małego byłam inna niż wszystkie dzieci. Lubiłam przesiadywać sama w lesie, otoczona przyrodą. Zawsze interesowało mnie też zielarstwo. Pewnego dnia, było to chyba po moich siedemnastych urodzinach,gdy poszłam na spacer natknęłam się na  ogromnego rudawego wilka. Od pokoleń w mojej rodzinie przekazywana była legenda o pierwotnym wilku, więc postanowiłam za nim iść. Wtedy zobaczyłam jak się przemienia, no i na moje szczęście lub nie on także mnie zobaczył. No i tak zaczęła się nasza znajomość, musisz jednak wiedzieć, że na początku to Leon podawał się za pierwotnego.- mówi i śmieje się cichutko.- Ciekawie zrobiło się wtedy gdy przybył Federico i dowiedział się, że Leon podaje się za niego. - mimowolnie się uśmiecham. Fede musiał zrobić o to Leonowi niezłą awanturę. - No ale gdy wszystkie niejasności zostały wyjaśnione, ja i Leon zostaliśmy parą. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze, ale ja dorastałam, a Leon wciąż był Leonem. I tak wraz z moim starzeniem się nasze relację się zmieniały. Czasami śmiał się, że traktowałam go jak syna, teraz jest dla mnie jak wnuczek i zawsze mówi do mnie babulko.- mówi kręcąc niedowierzająco głową. Ich historia jest taka nietypowa, mimo wszystko kochają się ale jest to miłość jak w rodzinie. powoli wstaję od stołu i myję pusty już talerz. Ponownie opatulam się kocem i wychodzę na werandę, z kuchni dociera do mnie szept Lary, ze wszystko będzie dobrze. Szkoda tylko, że nie mogę w to uwierzyć.
Minął kolejny tydzień a po Federico żadnego śladu życia.Moje wszelkie nadzieje umarły. Każdej nocy płakałam w poduszkę dopóki zmęczona nie zasypiałam a i wtedy nie miałam odpoczynku od męczących mnie myśli. Zawsze budziłam się cała mokra z krzykiem na ustach.Po pewnym czasie stało się to już dla mnie rutyną, puste dni i przepłakane noce. Nie mam po co żyć, nie mam dla kogo żyć. Już kilka razy zdarzyło się, że ostry nóż lądował na mym nadgarstku, lecz po kilku sekundach nie było nawet blizny, a i ból był niewielki. W tym momencie żałowałam że nie zgodziłam się jednak zostać wilkiem, nie musiałabym wtedy opuszczać Federico.
Po raz kolejny budzę się cała spocona, głęboko oddychając opieram głowę o ścianę próbując unormować swoje tętno. wtedy do moich uszu docierają ciche szepty, jakby Lara rozmawiała z kimś w kuchni. Starając się nie robić sobie zbędnych nadziei, ostrożnie by nie upaść wstaje z łóżka i zakładam na siebie szarą bluzę Włocha. W miarę zbliżania się do kuchni szepty staj się coraz wyraźniejsze.
- Lara błagam przestań to piecze!- słyszę stłumiony krzyk Verdasa, na który moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa.
- To trzeba było na siebie uważać. - syczy zdenerwowana staruszka. Całą siłą swojej woli zmuszam nogi by się poruszyły. Po chwili znajduję się już w kuchni, Gdzie widzę Leona z dość sporym przecięciem na ramieniu, które przemywa szarooka.
- O hej Lu!- mówi jak gdyby nigdy nic Verdas szeroko się do mnie uśmiechając.
- Gdzie jest Federico?- pytam szeptem rozglądając się po pokoju. W tym momencie Meksykanin już otwiera usta, ale przeszkadza mu w tym gwałtowne otwarcie drzwi. Spoglądam w tamtą stronę a moje oczy momentalni wypełniają się łzami. Federico nic się nie zmienił, mimo że cały jest teraz dość brudnawy, ma na sobie porozcinane w niektórych miejscach ubrania, a na jego rekach widzę drobne przecięcia wciąż wygląda niesamowicie. Brunet patrzy na mnie swoimi czekoladowymi oczami, a mnie kompletnie wbija w podłogę. Włoch w ułamku sekundy znajduje się przy mnie i mocno przytula do siebie.Splatam swoje dłonie na jego karku i nie potrafiąc się dłużej kontrolować wybucham płaczem.
- Tak bardzo Cie kocham księżniczko.- szepcze i delikatnymi całuskami ściera moje łzy.
- Ja też Cię kocham bardzo,bardzo- opierając się na brunecie staję na palcach i delikatnie muskam jego usta. Włoch jeszcze mocniej przyciąga mnie do siebie i pogłębia nasz pocałunek. Nareszcie czuję, ze mogę spokojnie oddychać i nie sprawia mi to większych kłopotów. Moje życie momentalnie staje się bardziej kolorowe a ja znów chcę żyć. Po dłuższej chwili odrywamy się od siebie. Brunet opiera swoje czoło o moje kpiarsko się przy tym uśmiechając.
- Jacy oni uroczy- mówi szeptem Lara. No tak kompletnie zapomniałam o ich obecności tutaj.
- Taa spędź z nimi jeden dzień to będziesz miała cukrzycę babulko. - wtrąca Leon za co dostaję w głowę od staruszki. Cichutko śmieję się z tej sytuacji, Federico również się śmieje jednak jego wzrok wciąż spoczywa na mnie. Podnosi rękę i koniuszkiem placów przejeżdża po tak zwanym workiem pod okiem. Następnie spuszcza wzrok który ląduje na moich wychudzonych dłoniach. Delikatnie jakby były czymś niebywale kruchym ujmuje je i składa na nich delikatny pocałunek. Z uśmiechem patrząc na pierścionek zaręczynowy. Po chwili bierze mnie na ręce i udaje się do małego pokoiku w którym śpię. Ostrożnie kładzie mnie na łóżku po czym lega obok mnie i mocno do siebie przygarnia.
- Wydaje mi się, czy powinieneś mi coś wyjaśnić. - mówię cichutko wtulając się w niego jeszcze bardziej.
- I obiecuję, że to zrobię. Ale teraz musisz się wyspać kochanie, strasznie zmizerniałaś i aż boli mnie serce na myśl, że to wszystko przezemnie. - mówi i całuje moje czoło.
- Obiecaj mi, że już nigdy mnie nie zostawisz. - ledwo powstrzymuje łzy czekając na odpowiedź Włocha.
- Obiecuję kruszynko, już nikt nigdy nas nie rozdzieli. Ten czas bez Ciebie był prawdziwą udręką. Nie potrafię bez Ciebie żyć. Kocham Cię.
- Ale ja Ciebie bardziej.  - mówię i wtulona w Włocha zaczynam odpływać.
- Nie byłbym taki pewny. Kolorowych snów Aniołku.

*************************************************
CZEŚĆ KACZUSZKI <3
Dziś krótko bez większych przemyśleń XD
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał :3 


KOCHAM WAS <3
care