niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 3

Odkąd tylko skończyłam 4 latka moja mama zawsze mi powtarzała że najlepszym miejscem do przemyśleń jest prysznic, oczywiście tata zawsze przyznawała jej rację, choć w sekrecie zawsze powtarzał mi że las jest dużo lepszy. Zważywszy na późną porę i niską temperaturę panującą na dworze, postanowiłam na miejsce przemyśleń wybrać cieplutka kabinę prysznicową. Czuję jak ciepłe kropelki spływają po moich plecach. Jakby się nad tym zastanowić dzisiejszy dzień nie był taki najgorszy. Vilu i wujek są bardzo kochani i robią wszystko bym poczuła się tu tak jak w domu. Przyjaciele Violetty ze szkoły też przyjęli mnie z otwartymi ramionami, może i są troszkę ciekawscy ale to dlatego, że chcą mnie bliżej poznać. Tylko postać Federico nie daje mi spokoju, wlazł do mojej głowy i bezczelnie tam siedzi. Nie wiem co on w sobie ma ale poczułam się przy nim taka bezpieczna, czułam że mogłam mu zaufać. I te jego oczy... po moim ciele przebiega przyjemny dreszcz. Cholerny Pasquarelli! Czemu tak na niego reaguje? Zakręcam kurek z wodą, owijam się białym puchatym ręcznikiem i wychodzę z kabiny. Od razu po powycieraniu zapinam mój medalion od wilka, nie potrafię się z nim rozstać, on stał się częścią mnie. Szybko zakładam kolorową piżamkę z myszka Mickie, a włosy wiąże w niedbałego koka. Wychodząc z łazienki czuję aromat pysznego dania, które wujek przygotował na kolację, nie spodziewałam się po nim, że jest tak świetnym kucharzem. Powoli schodzę po schodach, słyszę Germana krzatajacego się po kuchni. Bardziej niepokoją mnie jednak krzyki z salonu. Czyżby Violę odwiedził Leon? Gdy tylko wchodzę do salonu od razu się uspokajam. Moja kuzynka ogląda kolejną durna komedię romantyczną i wykłóca się z telewizorem.
- Nie ufaj mu! Wszyscy faceci są tacy sami!  I tak Cię w końcu wykorzysta i zostawi! - krzyczy po czym bierze chusteczkę i siaka w nią nos. Podchodzę do kanapy i siadam koło niej.
- Co się stało? - dobrze wiem, że żaden film nie jest w stanie doprowadzić Vils do takiego stanu. Kładę głowę na jej ramieniu a ta tylko wzdycha.
- Verdas, wkurza mnie to, że ciągle za mną lata. - mówi cicho.
- Violetta a może on naprawdę się zakochał, gdyby chciał Cię tylko przeruchać już dawno by zrezygnował, a on lata za tobą od pół roku-  mimo, że nie znam Leona wydaję mi się że dobrze robię broniąc go. W jego oczach widziałam dziś coś dziwnego, gdy patrzył na Violę, takie jakby ciche uwielbienie, a może tylko mi się wydawało, wolałam wtedy patrzeć na kogoś innego.
- Lu w sobotę po jutrze organizujemy ognisko na plaży, pójdziesz z nami? - humor Violetty momentalnie się zmienia i teraz patrzy na mnie oczami pełnymi radości i nadziei.
- Istnieje możliwość, że ta plaża jest piaszczysta i ciepła? - pytam ze śmiertelną powagą, jestem tu od wczoraj a już mam dość tej okropnej pogody i wilgoci. Vilu już ma mi odpowiedzieć, gdy rozlega się dzwonek do drzwi. Dziewczyna wstaje z kanapy i udaję się do korytarza a zaraz za nią idzie jej ojciec, no tak policjant zawsze na stanowisku. Opieram głowę o kanapę i zaczynam podejmować decyzję iść na ognisko czy nie, z jednej strony będzie zimo ale tu zawsze jest zimno a z drugiej nie powinnam się izolować. Moje przemyślenia przerywa pisk Violetty. Szybko wbiegam do korytarza i staję jak zamórowana. Wujek trzyma w ramionach wielkiego czekoladowo brązowego pluszowego wilka a Vils szeroko się do mnie uśmiecha.
- No Lu szalejesz- komentuje moja kuzynka i podaje mi małą kopertę na której napisane jest moje imię. Szybko ją otwieram i wyjmuje liścik.

"Do Lu
  Na razie niech to on pilnuję Cię, przynajmniej podczas snu.
                              Federico"

Czuję że się rumienie. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
- W moich czasach, kobiecie kupowało się kwiaty lub czekoladki, a nie sztuczne zwierzęta-  stwierdza German i podaję mi pluszaka.
- Jest idealny- przytulam do siebie maskotkę i z przerażeniem stwierdzam, że pachnie on jak Federico. Nie zwracając uwagi na kolejne uwagi wuja i jego przekomarzanie z córką,  napawam się tym boskim zapachem.
- Halo ziemia do Lu! - Vils macha mi przed oczami ręką-  od kogo to? - pyta ciekawa i szczerzy się jak głupia. Rozgladam się i z ulgą stwierdzam, że wujek poszedł oglądać jakiś mecz. Zbliżamy się do Violi, tak by nic nie usłyszał.
- Od Pasqurelliego- szepcze cicho, a jej oczy stają się dwa razy większe, do tego otwiera usta. Nie czekając na jej odpowiedź,  szybko idę do swojego pokoju. Liścik kładę na biurku i gaszę światło. Kładę się na łóżku z moim nowym obrońcom i mocno go przytulam. Już po chwili odpływam w krainę Morfeusza, otoczona zapachem jego perfum.

Jeszcze nigdy nie spało mi się tak dobrze, od śmierci mamy zawsze w nocy miałam koszmary i budziłam się cała mokra. A dziś nic, spałam jak dziecko i chyba wszyscy wiemy czyja to zasługa. Swoją drogą jak on może dawać mi prezenty, znamy się jeden dzień i tylko raz rozmawialiśmy, nie licząc naszego zderzenia. Muszę dziś z nim porozmawiać, na włoskim i to koniecznie. Postanowiłam że dziś ubiorę się bardziej dziewczęco, czarna obcisła bluzka, bordowa spódnica do połowy uda, czarne rajtki i czarne botki na koturnie. Oczywiście na usta nakładam nierozłączną czerwoną szminkę,  to moja mama zaraziła mnie miłością do tego koloru, jej usta i paznokcie zawsze były czerwone.
Powoli schodzę po schodach i ubieram czarną skórzaną ramoneskę.
-Violu idziesz? - wołam swoją kuzynkę, która w ekspresowym tempie znajduje się przy mnie, jak zwykle wygląda świetnie, no nie dziwię się że się Leonek zakochał.
- Oj Lu, Lu już nie musisz się stroić, Federico i tak już jest twój- śmieje się a ja pokazuje jej język, po czym razem wychodzimy z domu.
- A jak tam u Leonka? - pytam zaczepnie za co zostaje obdarowana spojrzeniem które mogło by zabijać. Podnoszę ręce do góry w geście poddania.
- Walić Verdasa. Powiedz mi lepiej czy przyjdziesz na to ognisko? - pyta Vils przekręcając klucz w stacyjce. No tak kompletnie o tym zapomniałam. Chwilę się zastanawiam po czym mówię pewnie:
-Będę- Vilu posyła mi uśmiech i z piskiem opon rusza do szkoły.

-Ludmila! - słyszę swoje imię i szybko odwracam się w tamtą stronę.  Zauważam drobną hiszpankę, która szybko do mnie podbiega.
- Pani Margaret prosi Cię abyś do niej jak najszybciej przyszła, bo musisz podpisać jakieś papiery.- mówi bardzo szybko na jednym wdechu. Podnoszę zdziwiona brwi jaka pani Margaret? Nie znam nikogo takiego. Naty chyba zrozumiała o co mi chodzi bo od razu wytłumaczyła mi że jest to pani z sekretariatu. Podziękowałam koleżance i udaję się w stronę sekretariatu. Zastanawia mnie co mam podpisać przecież wczoraj wszystko się zgadzało, z zamyślenia wtrąca mnie zderzenie z kimś. Momentalnie unoszę oczy i znów widzę parę ciemnych tęczówek patrzących prosto na mnie z rozbawieniem.
- Nawet ja nie mam takiego pecha żeby wpaść dwa razy na tą samą osobę, czyżbyś mnie śledził Pasquarelli? - pytam patrząc na chłopaka, który cwaniacko się uśmiecha, na ten widok coś w moim żołądku się przewraca, jeśli zwrócę śniadanie będzie to jego wina.
- To czysty przypadek Ferro, może po prostu coś nas do siebie ciągnie- Włoch zmniejsza odległość miedzy nami do minimalnych rozmiarów. Jak zaczarowana patrzę w jego oczy, jednak po chwili przytomnieje i robię krok w tył, w oczach chłopaka widzę smutek. Nie chciałam go zranić, szybko do niego podchodzę i składam krótki pocałunek na jego policzku. Widzę że jest zdezorientowany a jego zdziwiona mina powoduje że na mojej twarzy pojawia się szczery uśmiech- Za co to? -pyta patrząc na mnie jakby właśnie zobaczył ducha.
- To podziękowanie za pluszaka, nie powinnam go przyjąć, ale zawsze o takim marzyłam. Więc dziękuję. - mówię po czym odwracam się i odchodzę w stronę sekretariatu. - Do zobaczenia na włoskim Feduś! - puszczam oczko zszokowanemu Włochowi. 1:1 Pasquarelli. 

*******************************************
Jest wcześniej XD specjalnie dla mojego Potworka <3
Czekam na wasze komentarze perełki :3
KOCHAM MOCNO <3
Care
ps. Zakładka bohaterowie została zaktualizowana i zapraszam do zakładki zapytaj <3

środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 2


- Bardzo Cię przepraszam, niezdara ze mnie- przejęta zaczęłam przepraszać nieznajomego chłopaka na którego wpadłam. Błagając w myślach by nie zrobił z tego afery. Jedynym szczęściem w nieszczęściu jest to, że chłopak jest niezwykle przystojny, ubrany cały w ciemnych kolorach, do tego urocze loczki na głowie które aż same proszą się o dotyk i te cudne oczy, tak jakbym je już kiedyś widziała. Ogarnij się Ferro,  na pewno jest już zajęty!
- Nic się nie stało, zdarza się- na dźwięk jego głosu, cała drętwieje. Zbyt idealny, coś musi z nim być nie tak. Czuje jak lustruje mnie tymi hipnotyzującymi oczami a jego wzrok zatrzymuje się na moim dekoldzie. Albo ten przystojniak właśnie bezkarnie gapi mi się na cycki, za co powinien dostać po tej pięknej mordzie. Albo patrzy na medalion, który podarował mi mój wybawca. W jego oczach widzę wielkie zaskoczenie, już mam mu coś powiedzieć gdy słyszę głos Violetty, która zawzięcie się z kimś kłóci.
- Ale ty jesteś upierdliwy Verdas. Nie rozumiesz, że nie znaczy nie! - zza rogu wyłania się Vils a za nią idzie bardzo przystojny facet, jednak nie tak przystojny jak ten na którego wpadłam.- O Lu tu jesteś dobrze, że Cię znalazłam.- moja kuzynka dopiero teraz mnie zauważa- Choć muszę Cie oprowadzić po szkole.- widzę, że koniecznie chce zostać ze mną sam na sam by wypytać mnie o sytuację w jakiej mnie zastała.
- Violetto nie przedstawisz nas swojej znajomej- odzywa się chłopak na którego wpadłam. Vils tylko przewraca oczami i robi zbolałą minę.
- Chłopaki to jest Ludmila, moja kuzynka. Lu to są Federico Pasquarelli- pokazuje na ofiarę mej niezdarności- i Leon Głupek Verdas. A teraz idziemy. - mówi pewnie i chwytając mnie za nadgarstek ciągnie w stronę klas.

Lekcję minęły mi w miarę spokojnie, szczerze myślałam, że będzie gorzej. wszyscy są bardzo mili do pełni szczęścia brakuje mi tylko aby przestali się tak na mnie gapić. Aktualnie jest przerwa na lunch i razem z paczką Violetty siedzimy przy stoliku na stołówce.
- Skoro jesteś w połowie Włoszką to umiesz biegle mówić w tym języku ?- pyta mnie ciemnoskóry chłopak, z tego co pamiętam nazywa się Hollywood... a nie Brodwey, nie nazwała bym tak dziecka.
- Nie geniusz mieszka tak od dziecka i wogóle nie zna tego języka - odpowiada jego dziewczyna, Cami, zanim ja otwieram usta.
- Ach Włochy marzenie - wzdycha Francesca, która tez jest Włoszka, jednak nigdy nie była w Itali, od urodzenia mieszka w Forrest Falls.
- Już widzę jak się tam dogadujesz z ludźmi - prycha Diego za co dostaje mocy cios w ramię od zdenerwowanej dziewczyny. Podobno nie są jeszcze razem ale widać, że jest między nimi chemia.
-Pan od włoskiego mówi że robię duże postępy!- krzyczy na niego Fran po czym robi obrażoną minę.
- Spokojnie Fran wiesz jacy są faceci - drobna dziewczyna kładzie rękę na jej ramieniu i próbuję ją pocieszyć.
- Ja nie wiem jacy są faceci?- oburza się niski chłopak w czapce z daszkiem.
- Tempi - wzdycha dziewczyna.
- O teraz to przesadziłaś! 
- Ja przesadziłam to ty przesadzasz! -krzyczy dziewczyna i wychodzi ze stołówki.
- Zaczekaj - chłopak podnosi się i biegnie za nią. Naty i Maxi, tak nazywa się ta urocza parka. Vils twierdzi, że często się kłócą ale zawsze godzą, trochę jak stare małżeństwo. 
-Co masz następne? -pyta Vils patrząc na mnie.
- Poczekaj chwilę- mówię i zaczynam szukać w swojej torbie planu lekcji który tam wrzuciłam- teraz mam włoski z panem Resto.- czyli na tą lekcję pójdę bez mojej kuzynki która uczy się hiszpańskiego.
- O to tak jak ja- ucieszyła się Fran- mówię Ci pan Resto jest super nauczycielem. - dziewczyna szeroko się uśmiecha na co Diego przewraca oczami i po chwili pyta:
-Dlaczego uczysz się włoskiego skoro już płynnie mówisz w tym języku? 
-Nie chcę go zapomnieć kiedy wrócę do domu- wyznaje, czy oni muszą być tacy ciekawscy? Ja rozumiem chcą mnie lepiej poznacz ale czuję się jakby za chwilę mieli mnie zapytać jaki rozmiar bielizny noszę. 
-Lu powinniśmy my już iść, pan Resto nie cierpi spóźnialskich. - Włoszka podnosi się z miejsca a ja szybko podąrzam w jej ślady. Wychodzimy razem ze stołówki. Po drodze Fran zadaję mi dużo pytań, o dziwo nie pyta mnie o moje życie lecz o Włochy.  Z radością udzielam jej odpowiedzi, kocham swój kraj i widać że dziewczyna też go kocha, mimo że nigdy w nim nie była. Pochłonięte rozmową wchodzimy do sali, Fran udaję się w stronę ławki a ja podchodzę do biurka za którym siedzi nauczyciel. Podaję mu kartkę do podpisu a on szczerze się do mnie uśmiecha. 
- Czyli mam na swoich lekcjach kolejną Włoszkę, a ty po włosku umiesz mówić? - patrzy na mnie zaciekawionym wzrokiem. Z wyglądu przypomina mi trochę bardziej dziadziusia niż nauczyciela.
-Pół Włoszke- prostuje i lekko się do niego uśmiecham- ale od urodzenia mieszkałam w Neapolu, więc umiem mówić po włosku. - posyłam mu niepewny uśmiech. 
-Dobrze, nawet bardzo dobrze - uśmiecha się i składa podpis na kartce którą po chwili mi wręcza. Mozolnie podnosi się z krzesła i błądzi wzrokiem po sali. - Jako że nie mamy zbyt dużego wyboru, będziesz musiała usiąść z panem Pasquarellim. - wskazuje na ostatnią ławkę w której siedzi chłopak z kpiarskim uśmiechem na tych idealnych ustach. - Myślę, że się dogadacie on też pochodzi z Włoch. - głos nauczyciela sprowadza mnie na ziemię. 
-Oby- mówię cichutko po czym zdenerwowana podchodzę do ławki tego adonisa, która teraz należy i do mnie. Starając się ignorować to przeszywające mnie czekoladowe spojrzenie, siadam na krześle i z torby wyjmuje zeszyt i szkicownik. Pan Resto zaczyna omawiać jeden z najprostszych czasów a ja czuję się jakbym siedziała w przedszkolu. Znudzona biorę ołówek i otwieram szkicownik, to pozwala mi się całkowicie oderwać od rzeczywistość, nudnej lekcji i tego bezkarnego przypatrywacza. Mój wewnętrzny spokój całkowicie psuje jednak cichy szep tuż przy moim uchu:
-Niezły szkic- momentalnie nieruchomieje i czuję że moje policzki robią się lekko czerwone.
-Dzięki- odwracam wzrok i to jest błąd, jego twarz jest tak blisko mojej, że nasze nosy prawie się stykają. Na moje policzki wypływa kolejna fala ciepła,  kurde akurat teraz. Szybko odwracam się od chłopaka na co on śmieje się cicho i z tym swoim uśmieszkiem wraca do swojej poprzedniej pozycji.
- Jestem Federico- już miałam ochotę mu powiedzieć, ze przecież pamiętam jego imię lecz powstrzymuje się w ostatniej chwili, jeszcze pomyśli że jestem jakaś napalona, choć w tym momencie nie miało by się to tak bardzo z prawdą. Jezu Ferro ogarnij się! Czemu ten chłopak wzbudza we mnie takie... coś, pożądanie, sama nie wiem jak to nazwać.
- Ludmila ale wolę formę Lu- delikatnie się do niego uśmiecham, w oczach Włocha pojawiają się dwie małe iskierki a na jego wargach wykwita szeroki uśmiech. 
- Możesz być pewna że zapamiętam- raczej nie będzie to trudne, za dużo ludzi w tej szkole to nie ma, i znów odzywa się ten mój wrodzony sarkazm, dzięki za takie geny tato!- od dawna rysujesz? - pyta z nieukryta ciekawością w oczach.
- Odkąd skończyłam sześć lat, to taka moja pasja i forma ucieczki- mówię całkowicie szczerze, nie wiem co on w sobie ma ale czuję, że mogę mu w pełni zaufać, czy to nie dziwne? Federico marszczy czoło i patrzy na mnie nieodgadnionym wzrokiem. 
- Ucieczki od czego? - kolejny który myśli że moje życie jest idealne, jednak w jego oczach widzę coś na kształt zmartwienia, troski nie to nie możliwe. Mimo to postanawiam powiedzieć mu prawdę. 
- Wiesz jeśli w wieku sześciu lat widzisz na własne oczy jak twój tata zostaje zamordowany a tydzień po twoich osiemnastych urodzinach twoja mama umiera, masz chyba prawo bać się świata i chcieć choć na chwilę od niego uciec. - mówię całkowicie szczerze, a w moich oczach zaczynają zbierać się łzy. Szybko zamykam powieki by nie mogły wypłynąć. Po chwili czuję jak ktoś chwyta moją dłoń i splata swoje palce z moim. Zdziwiona patrzę na Federico, nie takiej reakcji się spodziewałam.
- Ja przepraszam, nie...
- Wiedziałeś wiem- uśmiecham się do niego delikatnie. Na jego ustach również pojawia się delikatny uśmiech, jednakże w jego oczach w ciąż widzę troskę. 
- Wiesz świat wcale nie jest taki zły, wystarczy że tylko znajdziesz kogoś kto obroni Cię przed tym co złe-  mówi patrząc mi głęboko w oczy a ja czuję, że znów się rumienie. Lekko ściska moją dłoń i uśmiecha się kpiarsko jakby to, że się rumienie sprawiało mu ogromną satysfakcje. O nie! Z Ludmila Ferro nie ma tak łatwo! Niechętnie wyrywam rękę z jego uścisku i odwracam się w stronę tablicy. Federico zaczyna się cicho śmiać a ja mrożę go wzrokiem.
- I co Cie tak śmieszy? - jestem już mega zdenerwowana- myślisz, że... - niestety moją wypowiedź przerywa dzwonek oznaczający przerwę.  Włoch szybko podnosi się z ławki
- Jesteś urocza gdy się denerwujesz- uśmiecha się i pochyla tak że jego wargi lekko drażnią moje ucho-  do zobaczenia jutro Ludmiś- szepcze po czy odchodzi w drzwiach odwraca się jeszcze na chwilę i mruga do mnie. Co sprawia mnie w jeszcze większe osłupienie.

**************************************************
Szczerze nie wiem co powiedzieć dziękuje za ponad 2000 wyświetleń to dużo dla mnie znaczy ♡
Postanowiłam że rozdziały będą pojawiać się co 5 dni więc następny w poniedziałek XD
Kocham ♡ Care

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 1

Dedykowany wszystkim, którzy sami piszą swoje opowiadania
JESTEŚCIE WIELCY! <3
****************************************** 


Nerwowo rozglądam się po zatłoczonym lotnisku w Seattle, mój wujek i Violetta powinni już tu być.
- Ludmila! Lu! - słyszę nawoływanie i szybko odwracam się w tamtą stronę. Już po chwili znajduję się w mocnym uścisku swojej kuzynki, skąd w takim drobnym ciele tyle siły.
- No już Violetta bo ją udusisz. - przerywa wujek German. German jest bratem bliźniakiem mojej mamy.
- Ale ty urosłaś i wypiękniałaś- wujek przygląda mi się przez chwilę po czym delikatnie przytula- no dobrze dziewczynki powinniśmy już iść, czeka nas dość długa droga. - oczywiście przeprowadzając się tu wiedziałam, że muszę pożegnać się z dużym miastem i słońcem. Moja rodzina mieszka w małej miejscowości w stanie Waszyngton, gdzie słońce świeci góra trzydzieści dni wciągu roku, a deszcz jest zjawiskiem bardzo bardzo częstym, by nie powiedzieć codziennością. Tak już czuję, że pokocham Forrest Fals. Nie dziwię się, że moja mama przy pierwszej okazji wyjechała do Włoch. Przeciskając się przez tłum, wychodzimy z lotniska. Ku mojemu zdziwieniu na parkingu czeka na nas radiowóz, wiedziałam, że wujek jest komendantem w miejscowej policji ale żeby jeździć wszędzie radiowozem. Z przerażeniem patrzę na auto, w tym czasie wujek pakuje mój bagaż podręczny do bagażnika, wszystkie niezbędne mi rzeczy wysłałam im już wcześniej.
- Witaj w moim świecie- szepcze Vilu.
- Błagam powiedz, że nie będzie nas w tym odwoził do szkoły? - patrzę na swoją kuzynkę ze strachem w oczach. Nie dość, że nowa szkoła, gdzie zapewne będę traktowana jak dziwadło z innego kraju to jeszcze codzienne mam być eskortowana przez policję?
- Nie spokojnie mam własny wóz-  uspokaja mnie- chciałam nim dziś przyjechać ale tata się uparł i sama wiesz- pokiwałam twierdząco głową wszyscy Castillo byli niezwykle uparci.
- No wsiadajcie na co czekacie. - pogania nas wujek, posłusznie wykonujemy jego rozkaz. Siadam z tyłu i szczerze mówiąc nie czuję się zbyt komfortowo, mam ochotę wybiec ztąd krzycząc' Jestem niewinna! To nie ja!', niestety czekają mnie jeszcze dwie godziny w tym samochodzie.
Zmęczona rozglądam się po swoim nowym pokoju, muszę przyznać, że przypadł mi go gustu. Jasno szare ściany poobklejane moimi szkicami i duże okno z parapetem, gdzie można siedzieć przypominają mi mój pokój w Neapolu. Łóżko z ciemno szarą pościelą i zagłówkiem owiniętym małymi lampkami. Do tego duża biała szafa i biurko tego samego koloru, to wszystko sprawia, że pokój jest bardzo jasny. Jest nowocześnie i minimalistycznie tak jak lubię najbardziej. Biorę w ręce mój szkicownik z którym nigdy się nie rozstaje i siadam na parapecie. Powoli sunę ołówkiem po papierze i już pp chwili widzę tak dobrze znane mi czekoladowe oczy. Swój talent malarski odkryłam zaraz po śmierci taty, gdy narysowałam najważniejszą scenę w moim życiu. Mała dziewczynkę przytulającą wielkiego wilka, od tamtej pory zaczęła się moja fascynacja tymi zwierzętami. Właśnie dlatego cały mój pokój jest w szkicach na których są wilki, a konkretnie jeden. Ciekawe jakby potoczyło się moje życie gdyby mnie nie uratował, czy odkryłam bym moją pasję. Oczywiście, że nie gdyby nie on już bym nie żyła. Moje rozmyślania przerywa pukanie do drzwi.
-Proszę- już po chwili Vilu siada na drugiej stronie parapetu.
- Jak Ci się tu podoba? Wiem, że to nie jest willa w Neapolu ale chyba nie jest tak źle? -pyta mnie lekko zmieszana.
-No nie jest to mój poprzedni dom. Ale wolę mieszkać tu z wami, niż tam sama. Myślę, że mogę nawet przywyknąć do wspólnej łazienki. - razem z Violą zaczynamy się śmiać, uwielbiam ją. Od zawsze moja kuzynka była też moją najlepszą przyjaciółką mimo, że nie widywałyśmy się zbyt często wytworzyła się między nami silna więź.
- Wiem, że zabrzmi to okropnie, no bo przeprowadziłaś się do nas tylko ze względu na śmierć mamy ale naprawdę się cieszę, że tu jesteś. - w moich oczach natychmiast zgromadziły się łzy. Jeszcze nie przywykłam do tego, że jestem sierotą choć już od dłuższego czasu żyłam w tej świadomości, dokładniej od czasu gdy mama powiedziała mi, że ma raka. Zaczęłam szybko mrugać by się nie rozpłakać.
- Ja też mimo wszystko się cieszę Vils, może to nie Neapol i może mam ochotę zamordować te chmury- wskazałam na niebo całkowicie nimi usiane- ale cieszę się, że mam was- posłałam kuzynce lekki uśmiech a ona go odwzajemniła.
- Mówię Ci Lu, spodoba Ci się u nas w szkole. Wszyscy już nie mogą się doczekać aż Cię poznają. - Viola aż podskoczyła z radości.
- Jak to wszyscy? Coś ty im o mnie naopowiadała? - aż boję się pomyśleć co ona im nagadała, teraz to pewne, że zostanę pośmiewiskiem.
-No bo pamiętasz, że jestem dziennikarką w szkolnej gazetce i napisałam artykuł o naszych wakacjach w Neapolu i jest całkiem prawdopodobne, że mogłam wspomnieć coś o tobie. - uśmiechnęła się rozbrajająco.
-Violu no przecież ja Cię kiedyś zamorduję! - krzyczę i uderzam kuzynkę poduszką, tak oto rozpętała się między nami prawdziwa wojna na poduchy.
- Ej uważaj zadzierasz z córką policjanta! - krzyczy Vils i dostaję poduszką.
- To lepiej ty uważaj! Rozmawiasz z przyszłą panią prezes Ferro IDC. Firmy która produkuje broń dla armii wielu krajów! Jak będziesz grzeczna to na urodziny dostaniesz odemnie czołg! - Vils odkłada poduszkę i grzecznie siada na łóżku- no i tak ma być. - znów zaczynamy się śmiać. Naprawdę się cieszę, że jest teraz ze mną.
-Lu pośpiesz się! Nie chcesz się chyba spóźnić! - z dołu słyszę krzyk Vils. Zarzucam na siebie czarny swetr do tego biała bluzka i czarne spodnie z wysokim stanem.
- Już idę! - krzyczę i zbiegam po schodach, szybko ubieram buty.
- Dłużej się nie dało- marudzi moja kuzyneczka i razem wychodzimy z domu. Przed nim czeka na nas stary ford Vilu.
-Masz szczęście, że nie jestem rozpieszczoną snobką bo inaczej nigdy nie wsiadłabym do tego rzęchu- mówię i zapinam pasy bezpieczeństwa, Vils może i została wychowana w przestrzeganiu prawa, ale najwidoczniej postanowiła mieć to głęboko gdzieś.
- Nie znajdziesz tu dużo lepszych, no nie licząc tych należących do Pasquarelliego i Verdasa.- warczy i minimalnie zwęrza swoje oczy.
-Kogo? - pytam ciekawa, taka reakcja w przypadku Violetty jest niezbyt częsta. Ona ma wrodzony talent do kontaktów z ludźmi, zawsze stara się być dla wszystkich miła i chyba pierwszy raz widzę, że kogoś nie lubi.
-Federico Pasquarelli i Leon Verdas. Bogaci chłopcy w naszym wieku, przeprowadzili się tu jakoś pół roku temu. - westchnęła jakby mówienie o nich sprawiało jej niewyobrażalne męczarnie.
- Aż tak ich nie lubisz? - dążyłam. No co ja poradzę ciekawa jestem.
- Nie no skąd uwielbiam tego Włoskiego tajemniczego przystojniaka i Meksykańskiego amanta z twarzą jak z reklamy Vouga. - popatrzyła na mnie, podniosłam brew do góry a ta ponowie wzdycha- Federico jest nawet spoko tylko rzadko z kimś gada oprócz Leona, a Leon wydaję się być typowym podrywaczem który upatrzył mnie sobie za kolejny cel. - ostatnie zdanie wypowiada bardzo cicho.- Ale ja się nie dam! Nie będę kolejną zabawką! - krzyczy i unosi rękę do góry. Na ten widok wybucham niekontrolowanym śmiechem. Za co zostaję zgromiona wzrokiem przez Vils.
Zdenerwowana pukam do drzwi sekretariatu. Vils zostawiła mnie tu mówią, że sobie poradzę, a ona musi pędzić do redakcji jeszcze coś poprawić. Dziennikarstwo to całe jej życie a biedny German liczył, że pójdzie w jego ślady. Moje rozmyślania przerywa 'proszę' za drzwi. Powoli wchodzę do środka, za wielkim biurkiem siedzi kobieta około 50 z miłym wyrazem twarzy.
- Ty pewnie jesteś Ludmila Ferro, prawda? - pyta i szczerze się do mnie uśmiecha.
-Skąd pani wie? - pytam zaskoczona jeśli to przez ten artykuł Violetty to obiecuję, że ta dziennikarka od siedmiu boleści mi za to zapłaci.
- Oj kochaniutka, mamy tylko 300 uczniów w tej szkole, nie trudno zapamiętać wszystkich. Poza tym przepisujesz się do nas w połowie września to nie często się tu zdarza. - posyła mi uśmiech jakby tłumaczyła mi cos oczywistego. - Zobaczmy wszystkie dokumenty są już dostarczone, więc nie ma z tym żadnego problemu. Tutaj masz plan lekcji i kartę na której muszą się podpisać wszyscy uczący Cie nauczyciele- podaje mi plik karteczek, po czym tłumaczy jak poruszać się po szkole i inne organizacyjne sprawy. - Listę musisz mi dostarczyć po wszystkich lekcjach. Powodzenia. - posyła mi kolejny uśmiech. Grzecznie dziękuję i uśmiecham się leciutko. Już w mniejszych nerwach wychodzę i patrząc na plan lekcji kieruję się przed siebie. Po chwili czuję, jak uderzam w coś twardego, raczej nie może to być ściana, ściany nie są ciepłe. No brawo Ferro nawet lekcje się jeszcze nie zaczęły a ty już na kogoś wpadasz, niepewnie unoszę wzrok do góry i widzę przed sobą parę czekoladowych tęczówek.

*******************************************
Mam nadzieję, że jedyneczka się wam podoba <3
Chyba wszyscy wiemy na kogo wpadła Lu XD
Kocham Care <3

sobota, 13 czerwca 2015

Prolog

Dedykowany mojej Olci, która namówiła mnie do pisania <3 oraz osobom, które skomentowały post powitalny <3

-Tato proszę opowiedz mi ją jeszcze raz- mała sześciolatka odkąd tylko wyszła z tatą na spacer nie prosiła o nic innego. Chciała po raz kolejny usłyszeć starą Neapolską legendę o chłopcu który potrafił zmieniać się w wilka. Jej tata tylko przewrócił oczami, mógł się spodziewać, że akurat ta legenda trafi do jego córeczki. Miała to zapisane w genach, nie da się ukryć, że po nim.
- Dobrze ale obiecaj mi, że nie powiesz o tym mamie- mężczyzna doskonale wiedział jaki jest stosunek jego żony do miejscowych legend. Wesoła blondyneczka powitała twierdząco główką i spojrzała na tatę wielkim piwnymi oczami czekając aż zacznie.
-Bardzo dawno temu- zaczął opowieść trzymając swoją córeczkę za dłoń i powoli kierując się w stronę lasu, gdzie zawsze chodzili na spacery- gdy Neapol był jeszcze małą wioską, w pobliskich lasach mieszkały wilcze watahy. Wilki te były niezwykle piękne, silne i szybkie, wyróżniało je coś jeszcze potrafiły rozmawiać z księżycem, który był ich przyjacielem. Pewnego dnia jeden z wilków znalazł w lesie, ludzkie niemowlę. Małego chłopca który został porzucony przez rodzinę. Wilkowi zrobiło się żal chłopcach, dlatego postanowił zabrać go ze sobą. Od tej chwili chłopiec wychowywał się wśród nich. Wilki wiedziały jednak, że chłopiec dorośnie i będzie musiał wrócić do świata ludzi. Nie chciały tego, pokochały go był dla nich częścią rodziny. Dlatego postanowiły poprosić księżyc by zmienił chłopca w jednego z nich. Księżyc nie chciał jednak robić czegoś czego chłopiec by nie chciał, on także go pokochał. Więc spełnił prośbę wilków tylko po części. Od tej pory chłopiec mógł zmieniać się w wilka gdy tylko zapragnął. A resztę czasu spędzać w swej ludzkiej postaci. Podobno księżyc tak umiłował sobie chłopca, że oprócz możliwości bycia wilkiem, podarował mu także nieśmiertelność. Chłopiec dorósł i od tamtej pory nie zestarzał się nawet o dzień. Podobno znalazł też przyjaciela i sprawił, że jest on taki jak on. Jednak to chłopiec zawsze będzie pierwotnym, obdarowanym przez księżyc. - mężczyzna skończył swoją opowieść patrząc w oczy swojej córki, które lśniły jak dwa małe diamenty. Wtedy rozległ się huk. Przerażona sześciolatka patrzyła jak jej tata osuwa się na ziemię z wielką czerwoną plamą na środku koszuli. W jej oczach pojawiły się łzy, cała skamieniała ze strachu, nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Patrzyła tylko na postać, która w dłoni trzymała broń celując prosto w nią. Była pewna, że spotka ją to co jej tatę. Śmierć. Postać była coraz bliżej a ona wciąż nie mogła nic zrobić. Nagle rozległo się głośne wycie, a zaraz potem warczenie. Ze ściany lasu, wyłonił się wielki czekoladowo brązowy wilk. Miał może z dwa metry i był niezwykle potężny. Jego prawie czarne ślepia wpatrzone były w napastnika z bronią i można było wyraźnie poczuć bijącą od niego nienawiść i chęć mordu na zabójcy. Dziewczynka jedyne co pamięta to patrząc na nią czekoladowe oczy jej wybawcy i uczucie bezpieczeństwa, następnie pustka.


Mała blondyneczka siedziała na dużym parapecie w swoim pokoju, patrząc na wielką,  srebrną tarczę księżyca widniejącą na niebie. Od śmierci jej taty minął już tydzień, a ona wciąż nie powiedziała ani słowa. W jej małej główce siedział tylko wielki basior, któremu zawdzięcza życie. Coraz bardziej wątpiła, w to, że naprawdę tam był. 'A co jeśli to tylko mi się śniło' przeszło jej przez myśl. Jej wzrok wylądował na rozległym ogrodzie otaczającym ich dom. To nie mógł być sen, teraz przecież nie śni, a widzi go. Zgrabnie zeskoczyła z parapety i najszybciej jak umiała pobiegła do ogrodu. Była już prawie przy swoim bohaterze gdy ten cofnął się o kilka kroków w tył, tak jakby się jej bał. Dziewczynka przystanęła, po czym śmiało patrząc mu w oczy wyciągnęła przed siebie swoją malutką dłoń, czekając na jego ruch. Bestia powoli i bardzo niepewnie zbliżyła się do niej, tak że jego głowa dotykała jej dłoni. Dziewczynka nie czekając ani chwili rzuciła się mu na szyję mocno przytulając, jego sierść była niebywale gładka, jak po zastosowaniu jakiejś odżywki. Wilk rozszerzył ze zdumienia oczy. Zadziwiła go ta mała osóbka, która bez żadnego strachu go prostu go przytuliła. Nie był do tego przyzwyczajony, ale musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo się mu to spodobało. Zapragnął już nigdy nie rozstawać się z dziewczynką i chronić ją przed każdym rodzajem zła jakie czekało na nią w wielkim świecie.
-Dziękuję- jego uszu doszedł jej cichy szept. Poczuł na sierści coś mokrego, dopiero po chwili zrozumiał, że to łzy dziewczynki. Odsunął się od niej spoglądając smutno na jej twarzyczkę po której płynęły łezki. Niewiele myśląc polizał jej twarz językiem by zrozumiała, że jest przy niej. Gdy dotarło do niego co zrobił, momentalnie znieruchomiał oczekując reakcji blondyneczki. Ta tylko zachichotała cicho i na jej twarzy pojawił się uroczy uśmiech.
-Ludmiś, gdzie jesteś- z domu rozległo się wołanie zaniepokojonej matki sześciolatki. Wilk wiedział, że musi uciekać zanim ta go zobaczy. Zerwał ze swej szyi stary medalion z czarnej pozyskującej skały w kształcie sierpu księżyca i zarzucił go małej na szyję. Popatrzył jej jeszcze raz w oczy po czym w błyskawicznym tempie uciekł w stronę lasu, wiedział, że jeśli spowolni to nie uda mu się jej zostawić.
-Tu jesteś Lu, proszę choć do domu- usłyszała głos mamy z tarasu. Dziewczynka popatrzył w las po czym jej drobna piąstka zacisnął się na medalionie. Odwróciła się w stronę swojej mamy.
-Już idę mamusiu- powiedziała po czym weszła do domu.

********************************
Tak oto prezentuje się prolog XD mam nadzieję, że wam się podoba <3
Zapraszam do zakładek zapytaj i bohaterowie :3
Kocham Care <3 

piątek, 12 czerwca 2015

Hejka!

Witam na moim pierwszym blogu. ( nie wiem czemu ale stresuję się pisząc to XD)
Cóż wam mogę powiedzieć, blog będzie o Fedemile (<3) i troszkę o Leonettcie :3
Będzie to moja wersja ich historii. Od razu uprzedzam, że w fabule nie będzie zbyt dużego powiązania z naszym fioletowym serialem. Niektórzy z was mogą zobaczyć lekkie powiązania ze zmierzchem (ale takie tylko odrobinkę) ale to może dlatego, że od tej książki zaczęła się moja fascynacja literaturą ( i wilkołactwem XD tak śmierć wampirom! Wilczki rządzą :") ) Od razu mówię historia jest w pełni wymyślana przeze mnie.
Rozdziały postaram się publikować co tydzień.
Prolog już jutro. 

            Kocham Care