Patrząc w lustro delikatnie poprawiam moje loki tak by opadały na moje lewe ramię. Ostanie poprawki w makijażu i zdecydowanie jestem gotowa by iść na jesienny bal. Nawet sama przed sobą muszę przyznać że wyglądam dość ładnie, oko podkreśliłam delikatnie czarnym cieniem a na usta nałożyłam jasno różową szminkę by pasowała do sukienki. Włosy, jak zwykle rozpuszczone, upięłam tak by opadały na lewę ramię. Wychodzę z łazienki i w samej bieliźnie przemykam do pokoju by założyć sukienkę, kiedy słyszę dźwięk dzwonka do drzwi. Wujka nie ma w domu bo przed chwilą wezwali go do jakiegoś zgłoszenia, a Vils szykuję się w swoim pokoju słuchają na fulla piosenki Jasona Derulo " Want to want me", nie pozostaje mi nic innego tylko otworzyć. Zbiegam po schodach i dopiero gdy już mam otworzyć drzwi, przypominam sobie że jestem w samej bieliźnie. Zdejmuję z wieszaka na korytarzy pierwszą lepszą kurtkę i ubieram ją po czym otwieram drzwi. Zdezorientowana rozglądam się lecz nikogo nie widzę, czy to ma być jakiś żart? Wtedy mój wzrok ląduje na wycieraczce i aż zamieram, leży tam ogromny bukiet krwisto czerwonych róż. Z wielką trudnością podnoszę bukiet i z kwiatów wyjmuję małą białą karteczkę. Widzę, że papier musiał należeć do jednych z wyższej pułki. Rozkładam karteczkę i moim oczom ukazuję się napis:
"Lu
Wiedz, że będę o Ciebie walczył do końca
Federico"
Wiedz, że będę o Ciebie walczył do końca
Federico"
Czuję jak moje oczy zachodzą łzami, on jest taki kochany i słodki. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Uspokój się Ferro, nie możesz się tu teraz rozkleić, jeszcze Ci się makijaż rozmaże.
- Liczę na Ciebie Feduś- szepczę po czym wchodzę do domu . W kuchni jakimś cudem znajduję wystarczająco duży szklany wazon do którego nalewam zimnej wody i wkładam kwiaty. Wchodząc do swojego pokoju kładę je na stoliku nocnym i zajmuję się przygotowaniami, teraz jestem pewna, że muszę wyglądać jeszcze lepiej niż zamierzałam. Na nogi wciągam białe pończochy zakończone delikatną koronką pasujące do bielizny. W pełni gotowa zakładam na swoje ciało sukienkę. Nie zapominam też o medalionie który chowam pod nią, zakładam jeszcze czarne matowe szpilki. Gotowa przeglądam się w lustrze i z dumą muszę stwierdzić, że wyglądam całkiem nieźle.
- Liczę na Ciebie Feduś- szepczę po czym wchodzę do domu . W kuchni jakimś cudem znajduję wystarczająco duży szklany wazon do którego nalewam zimnej wody i wkładam kwiaty. Wchodząc do swojego pokoju kładę je na stoliku nocnym i zajmuję się przygotowaniami, teraz jestem pewna, że muszę wyglądać jeszcze lepiej niż zamierzałam. Na nogi wciągam białe pończochy zakończone delikatną koronką pasujące do bielizny. W pełni gotowa zakładam na swoje ciało sukienkę. Nie zapominam też o medalionie który chowam pod nią, zakładam jeszcze czarne matowe szpilki. Gotowa przeglądam się w lustrze i z dumą muszę stwierdzić, że wyglądam całkiem nieźle.
- Dziewczyny wróciłem!- słyszę z dołu krzyk wujka- schodźcie tu i mi się pokażcie.- Powoli schodzę na dół i widzę w salonie Violę i Germana.
- Vils wyglądasz pięknie- mówię patrząc na kuzynkę. Kobaltowa sukienka idealnie podkreśla jej figurę, do tego dobrała srebrne szpilki, delikatny makijaż, a jej brązowe włosy były lekko pofalowane. Przecież Verdas jak ją zobaczy to padnie, aż nie mogę się doczekać kiedy to zobaczę.
- Ja? To ty wyglądasz jak księżniczka- mówi Vils- Pasuarelli oszaleje jak Cie zobacz!- piszczy a ja posyłam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Obie wyglądacie pięknie - mówi wujek po czym delikatnie nas przytula - jesteście taki podobne do swoich mam- widzę, że w jego oczach pojawiają się łzy, jednak szybko je opanowuję - Jesteście pewne, że nie mam was odwieźć?
- Tak!- krzyczy Vils - to znaczy nie musisz robić sobie kłopotu pojedziemy razem z Fran i jej mamą- mówi pewna tego Violetta, błagam niech jej posłucha bo ja nie pojadę na bal radiowozem.
- No niech wam będzie- ustępuję, a ja w duchu wdycham z ulgą- A jak wrócicie? - pyta podejrzliwie a moja kuzynka wywraca oczami.
- Ja zapewne wrócę z Fran a Lu pewnie odwiezie Fede - mówi uśmiechając się szeroko.
- Nie słuchaj jej wujku, ja też wrócę Fran - mówię spokojnie bo jeszcze zacznie mi prawic morały, że jestem za młoda na randki. W tej chwili słyszymy odgłos trąbienia przed domem.
- To Francesca zbieraj się Lu - mówi Vils i biegnie do korytarza by założyć płaszcz. Szybko wchodzę na górę i z biurka zabieram małą czarną kopertówkę do której wrzucam telefon i kilka najpotrzebniejszych kosmetyków. Zakładam na siebie czarną narzutkę i gotowa wychodzę na werandę gdzie czeka n mnie Vils i Francesca.
- Hej Fran - witam się kumpelą - piękna sukienka.- mówię patrząc na krwisto czerwone cudo jakie ma na sobie Włoszka.
- Eee tam znowu bez przesady, przy was to ja wyglądam jak kopciuszek przed przyjściem dobrej wróżki- uśmiecha się szeroko. Uwielbiam ta dziewczynę jest zawsze taka radosna. - Przynajmniej już wiem kto będzie dziś najbardziej pożądaną osoba na licytacji- Fran posyła Violettcie porozumiewawcze spojrzenie a ta uśmiecha się tylko.
- A ja czuje, że padnie dziś nowy rekord - mówi patrząc na mnie z pewnością.
Licytacja trwa dopiero od kilku minut a nowy rekord już padł, ustanowił go nie kto inny jak Leon który licytował oczywiście Violettę. Jej mina w momencie kiedy zrozumiała, że wieczór ma spędzić z Verdasem i to za dwieście dolarów była bezcenna. W końcu przychodzi moja kolej, niepewnie wchodzę na scenę, a po sali rozlegają się ciche szepty. Dyrektor Gilbert który prowadzi licytację, profesjonalnym głosem mnie przedstawia, a z różnych stron sali padają propozycję cen. Po chwili jednak przebija się jeden głos proponujący tysiąc dolarów. Uważnie patrzę w tamto miejsce i dostrzegam blond czuprynę Felipe, który przyjaźnie się do mnie uśmiecha
- Dwa tysiące. - dobiega z drugiego końca sali, a mój wzrok od razu się tam przesuwa. W drzwiach sali gimnastycznej stoi nonszalancko oparty o nie Włoch, w idealnie skrojonym granatowym garniturze, śnieżno białej koszuli, która opina jego ciało tak gdzie powinna i granatowej muszce pod szyją. Jego loczki jak zwykle są w lekki nieładzie a czekoladowe tęczówki patrzą prosto na mnie. Czuje jak w moim brzuchu coś się przewraca, podbrzusze łapie lekki skurcz, a policzki od razu robią się czerwone, speszona spuszczam wzrok.
- Trzy tysiące. - podbija stawkę lekko zdenerwowany już Diaz.
- Cztery -mówi spokojnie Pasquarelli cały czas patrząc prosto na mnie z tym swoim kpiarskim uśmieszkiem.
- Pięć- krzycy nieźle zdenerwowany już chłopak. Włoch tylko przewraca oczami po czym puszcza mi oczko.
- Pięćdziesiąt tysięcy- mówi a na sali zapada całkowita cisza, mimowolne otwieram buzię i oczy ze zdziwienia. Jestem pewna że gdybym mogła wyglądałabym jak te postacie z kreskówek ze szczęką na ziemi. Ciszę przerywa dyrektor który jak oszalały zaczyna uderzać młoteczkiem o drewniana podstawkę krzycząc "sprzedana", widać że cieszy się przy tym jak dziecko które właśnie znalazło prezent pod choinką. Dalej stojac oniemiała na scenie patrzę jak Federico pewnym siebie krokiem jest coraz bliżej mnie, jednak zatrzymuję się na chwilę przy stoisku nauczycieli by podpisać deklarację o zobowiązaniu zapłaty. Dopiero teraz to do mnie dociera, ten idiota płaci pięćdziesiąt tysięcy za spędzenie ze mną jednego wieczoru. Zdenerwowana szybko schodzę ze sceny i pewnym krokiem podchodzę do Włocha. Chwytam za klapę jego marynarki i ciągnąc go za sobą, wychodzę z sali gimnastycznej.
- Czy Ciebie do reszty popieprzyło Pasquarelli?! - krzyczę na niego zdenerwowana - I to jeszcze za co? Za jeden durny wieczór ze mną. Masz tam natychmiast iść i to wszystko odkręcić! - chłopak pewnie się do mnie zbliża, a ja nie znając jego intencji cofam się do tylu, jednak uniemożliwia mi to ściana za mną. Federico opiera swoje dłonie o ściana, po dwóch stronach mojej tali i styka nasze nosy.
- Czyli nie cieszysz się, że to ja wygrałem?- pyta a w jego oczach widzę ogromny smutek i żal. Nie wieżę, że mógł tak pomyśleć. Momentalnie splatam swoje dłonie na jego karku i przywieram do nim całym ciałem, dopiero gdy jego dłonie lądują na mojej tali.zaczynam mówić.
- Feduś głuptasku, cieszę się jak głupia że to ty wygrałeś. Nie wyobrażam sobie pójścia na ten bal z kimś innym niż tobą. -szepcze mu prosto do ucha, ze szczerą nadzieją że wieży w każde moje słowo.- Ale myślę, że to za dużo, że...
- Lu- mówi, przerywając mi i odsuwając mnie od siebie- Nie musisz się tym martwić, gdyby to ode mnie zależało zapłacił bym dużo więcej, jednak nie chciałem wyjść na desperata- wyjaśnia, kpiarsko się uśmiechając. Po chwili jego dłoń ląduje na moim policzku i delikatnie po nim przejeżdża, rozpalając moje komórki do czerwoności.- Księżniczko, sama myśl, że mogłabyś tu być z kimś innym mnie dobija i niesamowicie irytuje - mówi po czym składa całuska na moim czole.
- Czyli to wcale nie jest dla ciebie zbyt duży wydatek? - jednak wolę się upewnić
- Spokojnie, nawet tego nie poczuję i szkoła będzie miała kasę. A ja spędzę wieczór z najpiękniejszą dziewczyna jaką w życiu widziałem - mówi, a ja po raz kolejny się przy nim rumienię. - Zatem panno Ferro, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i pójdzie ze mną na bal? - pyta kłaniając mi się i wyciągając do mnie dłoń, zupełnie jak na dawnych balach szlacheckich.
- Z największą przyjemnością panie Pasquarelli- mówię chwytając jego dłoń i dygając delikatnie. Po chwili oboje z uśmiechem na ustach wracamy na sale, gdzie bal rozkręcił się już na dobre.
*************************
Cześć Misiaczki <3
Tak oto prezentuje się 10 :3
Mam nadzieje, że wam się spodoba XD
Doszłam do wniosku, że pod każdym moim rozdziałem będę wstawiać piosenkę którą ostatnio "gwałcę" :")
Jeśli wam to przeszkadza to piszcie a przestanę :)
Kocham care <3
- Obie wyglądacie pięknie - mówi wujek po czym delikatnie nas przytula - jesteście taki podobne do swoich mam- widzę, że w jego oczach pojawiają się łzy, jednak szybko je opanowuję - Jesteście pewne, że nie mam was odwieźć?
- Tak!- krzyczy Vils - to znaczy nie musisz robić sobie kłopotu pojedziemy razem z Fran i jej mamą- mówi pewna tego Violetta, błagam niech jej posłucha bo ja nie pojadę na bal radiowozem.
- No niech wam będzie- ustępuję, a ja w duchu wdycham z ulgą- A jak wrócicie? - pyta podejrzliwie a moja kuzynka wywraca oczami.
- Ja zapewne wrócę z Fran a Lu pewnie odwiezie Fede - mówi uśmiechając się szeroko.
- Nie słuchaj jej wujku, ja też wrócę Fran - mówię spokojnie bo jeszcze zacznie mi prawic morały, że jestem za młoda na randki. W tej chwili słyszymy odgłos trąbienia przed domem.
- To Francesca zbieraj się Lu - mówi Vils i biegnie do korytarza by założyć płaszcz. Szybko wchodzę na górę i z biurka zabieram małą czarną kopertówkę do której wrzucam telefon i kilka najpotrzebniejszych kosmetyków. Zakładam na siebie czarną narzutkę i gotowa wychodzę na werandę gdzie czeka n mnie Vils i Francesca.
- Hej Fran - witam się kumpelą - piękna sukienka.- mówię patrząc na krwisto czerwone cudo jakie ma na sobie Włoszka.
- Eee tam znowu bez przesady, przy was to ja wyglądam jak kopciuszek przed przyjściem dobrej wróżki- uśmiecha się szeroko. Uwielbiam ta dziewczynę jest zawsze taka radosna. - Przynajmniej już wiem kto będzie dziś najbardziej pożądaną osoba na licytacji- Fran posyła Violettcie porozumiewawcze spojrzenie a ta uśmiecha się tylko.
- A ja czuje, że padnie dziś nowy rekord - mówi patrząc na mnie z pewnością.
Licytacja trwa dopiero od kilku minut a nowy rekord już padł, ustanowił go nie kto inny jak Leon który licytował oczywiście Violettę. Jej mina w momencie kiedy zrozumiała, że wieczór ma spędzić z Verdasem i to za dwieście dolarów była bezcenna. W końcu przychodzi moja kolej, niepewnie wchodzę na scenę, a po sali rozlegają się ciche szepty. Dyrektor Gilbert który prowadzi licytację, profesjonalnym głosem mnie przedstawia, a z różnych stron sali padają propozycję cen. Po chwili jednak przebija się jeden głos proponujący tysiąc dolarów. Uważnie patrzę w tamto miejsce i dostrzegam blond czuprynę Felipe, który przyjaźnie się do mnie uśmiecha
- Dwa tysiące. - dobiega z drugiego końca sali, a mój wzrok od razu się tam przesuwa. W drzwiach sali gimnastycznej stoi nonszalancko oparty o nie Włoch, w idealnie skrojonym granatowym garniturze, śnieżno białej koszuli, która opina jego ciało tak gdzie powinna i granatowej muszce pod szyją. Jego loczki jak zwykle są w lekki nieładzie a czekoladowe tęczówki patrzą prosto na mnie. Czuje jak w moim brzuchu coś się przewraca, podbrzusze łapie lekki skurcz, a policzki od razu robią się czerwone, speszona spuszczam wzrok.
- Trzy tysiące. - podbija stawkę lekko zdenerwowany już Diaz.
- Cztery -mówi spokojnie Pasquarelli cały czas patrząc prosto na mnie z tym swoim kpiarskim uśmieszkiem.
- Pięć- krzycy nieźle zdenerwowany już chłopak. Włoch tylko przewraca oczami po czym puszcza mi oczko.
- Pięćdziesiąt tysięcy- mówi a na sali zapada całkowita cisza, mimowolne otwieram buzię i oczy ze zdziwienia. Jestem pewna że gdybym mogła wyglądałabym jak te postacie z kreskówek ze szczęką na ziemi. Ciszę przerywa dyrektor który jak oszalały zaczyna uderzać młoteczkiem o drewniana podstawkę krzycząc "sprzedana", widać że cieszy się przy tym jak dziecko które właśnie znalazło prezent pod choinką. Dalej stojac oniemiała na scenie patrzę jak Federico pewnym siebie krokiem jest coraz bliżej mnie, jednak zatrzymuję się na chwilę przy stoisku nauczycieli by podpisać deklarację o zobowiązaniu zapłaty. Dopiero teraz to do mnie dociera, ten idiota płaci pięćdziesiąt tysięcy za spędzenie ze mną jednego wieczoru. Zdenerwowana szybko schodzę ze sceny i pewnym krokiem podchodzę do Włocha. Chwytam za klapę jego marynarki i ciągnąc go za sobą, wychodzę z sali gimnastycznej.
- Czy Ciebie do reszty popieprzyło Pasquarelli?! - krzyczę na niego zdenerwowana - I to jeszcze za co? Za jeden durny wieczór ze mną. Masz tam natychmiast iść i to wszystko odkręcić! - chłopak pewnie się do mnie zbliża, a ja nie znając jego intencji cofam się do tylu, jednak uniemożliwia mi to ściana za mną. Federico opiera swoje dłonie o ściana, po dwóch stronach mojej tali i styka nasze nosy.
- Czyli nie cieszysz się, że to ja wygrałem?- pyta a w jego oczach widzę ogromny smutek i żal. Nie wieżę, że mógł tak pomyśleć. Momentalnie splatam swoje dłonie na jego karku i przywieram do nim całym ciałem, dopiero gdy jego dłonie lądują na mojej tali.zaczynam mówić.
- Feduś głuptasku, cieszę się jak głupia że to ty wygrałeś. Nie wyobrażam sobie pójścia na ten bal z kimś innym niż tobą. -szepcze mu prosto do ucha, ze szczerą nadzieją że wieży w każde moje słowo.- Ale myślę, że to za dużo, że...
- Lu- mówi, przerywając mi i odsuwając mnie od siebie- Nie musisz się tym martwić, gdyby to ode mnie zależało zapłacił bym dużo więcej, jednak nie chciałem wyjść na desperata- wyjaśnia, kpiarsko się uśmiechając. Po chwili jego dłoń ląduje na moim policzku i delikatnie po nim przejeżdża, rozpalając moje komórki do czerwoności.- Księżniczko, sama myśl, że mogłabyś tu być z kimś innym mnie dobija i niesamowicie irytuje - mówi po czym składa całuska na moim czole.
- Czyli to wcale nie jest dla ciebie zbyt duży wydatek? - jednak wolę się upewnić
- Spokojnie, nawet tego nie poczuję i szkoła będzie miała kasę. A ja spędzę wieczór z najpiękniejszą dziewczyna jaką w życiu widziałem - mówi, a ja po raz kolejny się przy nim rumienię. - Zatem panno Ferro, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i pójdzie ze mną na bal? - pyta kłaniając mi się i wyciągając do mnie dłoń, zupełnie jak na dawnych balach szlacheckich.
- Z największą przyjemnością panie Pasquarelli- mówię chwytając jego dłoń i dygając delikatnie. Po chwili oboje z uśmiechem na ustach wracamy na sale, gdzie bal rozkręcił się już na dobre.
*************************
Cześć Misiaczki <3
Tak oto prezentuje się 10 :3
Mam nadzieje, że wam się spodoba XD
Doszłam do wniosku, że pod każdym moim rozdziałem będę wstawiać piosenkę którą ostatnio "gwałcę" :")
Jeśli wam to przeszkadza to piszcie a przestanę :)
Kocham care <3