czwartek, 30 lipca 2015

Rozdział 10

Patrząc w lustro delikatnie poprawiam moje loki tak by opadały na moje lewe ramię. Ostanie poprawki w makijażu i zdecydowanie jestem gotowa by iść na jesienny bal. Nawet sama przed sobą muszę przyznać że wyglądam dość ładnie, oko podkreśliłam delikatnie czarnym cieniem a na usta nałożyłam jasno różową szminkę by pasowała do sukienki. Włosy, jak zwykle rozpuszczone, upięłam tak by opadały na lewę ramię. Wychodzę z łazienki i w samej bieliźnie przemykam do pokoju by założyć sukienkę, kiedy słyszę dźwięk dzwonka do drzwi. Wujka nie ma w domu bo przed chwilą wezwali go do jakiegoś zgłoszenia, a Vils szykuję się w swoim pokoju słuchają na fulla piosenki Jasona Derulo " Want to want me", nie pozostaje mi nic innego tylko otworzyć. Zbiegam po schodach i dopiero gdy już mam otworzyć drzwi, przypominam sobie że jestem w samej bieliźnie. Zdejmuję z wieszaka na korytarzy pierwszą lepszą kurtkę i ubieram ją po czym otwieram drzwi. Zdezorientowana rozglądam się lecz nikogo nie widzę, czy to ma być jakiś żart? Wtedy mój wzrok ląduje na wycieraczce i aż zamieram, leży tam ogromny bukiet krwisto czerwonych róż. Z wielką trudnością podnoszę bukiet i z kwiatów wyjmuję małą białą karteczkę. Widzę, że papier musiał należeć do jednych z wyższej pułki. Rozkładam karteczkę i moim oczom ukazuję się napis:
"Lu
Wiedz, że będę o Ciebie walczył do końca 
                             Federico"
Czuję jak moje oczy zachodzą łzami, on jest taki kochany i słodki. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Uspokój się Ferro, nie możesz się tu teraz rozkleić, jeszcze Ci się makijaż rozmaże.
- Liczę na Ciebie Feduś- szepczę po czym wchodzę do domu . W kuchni jakimś cudem znajduję wystarczająco duży szklany wazon do którego nalewam zimnej wody i wkładam kwiaty. Wchodząc do swojego pokoju kładę je na stoliku nocnym i zajmuję się przygotowaniami, teraz jestem pewna, że muszę wyglądać jeszcze lepiej niż zamierzałam. Na nogi wciągam białe pończochy zakończone delikatną koronką pasujące do bielizny. W pełni gotowa zakładam na swoje ciało sukienkę. Nie zapominam też o medalionie który chowam pod nią, zakładam jeszcze czarne matowe szpilki. Gotowa przeglądam się w lustrze i z dumą muszę stwierdzić, że wyglądam całkiem nieźle.
- Dziewczyny wróciłem!- słyszę z dołu krzyk wujka- schodźcie tu i mi się pokażcie.- Powoli schodzę na dół i widzę w salonie Violę i Germana.
- Vils wyglądasz pięknie- mówię patrząc na kuzynkę. Kobaltowa sukienka idealnie podkreśla jej figurę, do tego dobrała srebrne szpilki, delikatny makijaż, a jej brązowe włosy były lekko pofalowane. Przecież Verdas jak ją zobaczy to padnie, aż nie mogę się doczekać kiedy to zobaczę.
- Ja? To ty wyglądasz jak księżniczka- mówi Vils- Pasuarelli oszaleje jak Cie zobacz!- piszczy a ja posyłam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Obie wyglądacie pięknie - mówi wujek po czym delikatnie nas przytula - jesteście taki podobne do swoich mam- widzę, że w jego oczach pojawiają się łzy, jednak szybko je opanowuję - Jesteście pewne, że nie mam was odwieźć?
- Tak!- krzyczy Vils - to znaczy nie musisz robić sobie kłopotu pojedziemy razem z Fran i jej mamą- mówi pewna tego Violetta, błagam niech jej posłucha bo ja nie pojadę na bal radiowozem.
- No niech wam będzie- ustępuję, a ja w duchu wdycham z ulgą- A jak wrócicie? - pyta podejrzliwie a moja kuzynka wywraca oczami.
- Ja zapewne wrócę z Fran a Lu pewnie odwiezie Fede - mówi uśmiechając się szeroko.
- Nie słuchaj jej wujku, ja też wrócę Fran - mówię spokojnie bo jeszcze zacznie mi prawic morały, że jestem za młoda na randki. W tej chwili słyszymy odgłos trąbienia przed domem.
- To Francesca zbieraj się Lu - mówi Vils i biegnie do korytarza by założyć płaszcz. Szybko wchodzę na górę i z biurka zabieram małą czarną kopertówkę do której wrzucam telefon i kilka najpotrzebniejszych kosmetyków. Zakładam na siebie czarną narzutkę i gotowa wychodzę na werandę gdzie czeka n mnie Vils i Francesca.
- Hej Fran - witam się kumpelą - piękna sukienka.- mówię patrząc na krwisto czerwone cudo jakie ma na sobie Włoszka.
- Eee tam znowu bez przesady, przy was to ja wyglądam jak kopciuszek przed przyjściem dobrej wróżki- uśmiecha się szeroko. Uwielbiam ta dziewczynę jest zawsze taka radosna. - Przynajmniej już wiem kto będzie dziś najbardziej pożądaną osoba na licytacji- Fran posyła Violettcie porozumiewawcze spojrzenie a ta uśmiecha się tylko.
- A ja czuje, że padnie dziś nowy rekord - mówi patrząc na mnie z pewnością.

Licytacja trwa dopiero od kilku minut a nowy rekord już padł, ustanowił go nie kto inny jak Leon który licytował oczywiście Violettę. Jej mina w momencie kiedy zrozumiała, że wieczór ma spędzić z Verdasem i to za dwieście dolarów była bezcenna. W końcu przychodzi moja kolej, niepewnie wchodzę na scenę, a po sali rozlegają się ciche szepty. Dyrektor Gilbert który prowadzi licytację, profesjonalnym głosem mnie przedstawia, a z różnych stron sali padają propozycję cen. Po chwili jednak przebija się jeden głos proponujący tysiąc dolarów. Uważnie patrzę w tamto miejsce i dostrzegam blond czuprynę Felipe, który przyjaźnie się do mnie uśmiecha
- Dwa tysiące. - dobiega z drugiego końca sali, a mój wzrok od razu się tam przesuwa. W drzwiach sali gimnastycznej stoi nonszalancko oparty o nie Włoch, w idealnie skrojonym granatowym garniturze, śnieżno białej koszuli, która opina jego ciało tak gdzie powinna i granatowej muszce pod szyją. Jego loczki jak zwykle są w lekki nieładzie a czekoladowe tęczówki patrzą prosto na mnie. Czuje jak w moim brzuchu coś się przewraca, podbrzusze łapie lekki skurcz, a policzki od razu robią się czerwone, speszona spuszczam wzrok.
- Trzy tysiące. - podbija stawkę lekko zdenerwowany już Diaz.
- Cztery -mówi spokojnie Pasquarelli cały czas patrząc prosto na mnie z tym swoim kpiarskim uśmieszkiem.
- Pięć- krzycy nieźle zdenerwowany już chłopak. Włoch tylko przewraca oczami po czym puszcza mi oczko.
-  Pięćdziesiąt tysięcy- mówi a na sali zapada całkowita cisza, mimowolne otwieram buzię i oczy ze zdziwienia. Jestem pewna że gdybym mogła wyglądałabym jak te postacie z kreskówek ze szczęką na ziemi. Ciszę przerywa dyrektor który jak oszalały zaczyna uderzać młoteczkiem o drewniana podstawkę krzycząc "sprzedana", widać że cieszy się przy tym jak dziecko które właśnie znalazło prezent pod choinką. Dalej stojac oniemiała na scenie patrzę jak Federico pewnym siebie krokiem jest coraz bliżej mnie, jednak zatrzymuję się na chwilę przy stoisku nauczycieli by podpisać deklarację o zobowiązaniu zapłaty. Dopiero teraz to do mnie dociera, ten idiota płaci pięćdziesiąt tysięcy za spędzenie ze mną jednego wieczoru. Zdenerwowana szybko schodzę ze sceny i pewnym krokiem podchodzę do Włocha. Chwytam za klapę jego marynarki i ciągnąc go za sobą, wychodzę z sali gimnastycznej.
- Czy Ciebie do reszty popieprzyło Pasquarelli?! - krzyczę na niego zdenerwowana - I to jeszcze za co? Za jeden durny wieczór ze mną. Masz tam natychmiast iść i to wszystko odkręcić! - chłopak pewnie się do mnie zbliża, a ja nie znając jego intencji cofam się do tylu, jednak uniemożliwia mi to ściana za mną. Federico opiera swoje dłonie o ściana, po dwóch stronach mojej tali i styka nasze nosy.
- Czyli nie cieszysz się, że to ja wygrałem?- pyta a w jego oczach widzę ogromny smutek i żal. Nie wieżę, że mógł tak pomyśleć. Momentalnie splatam swoje dłonie na jego karku i przywieram do nim całym ciałem, dopiero gdy jego dłonie lądują na mojej tali.zaczynam mówić.
- Feduś głuptasku, cieszę się jak głupia że to ty wygrałeś. Nie wyobrażam sobie pójścia na ten bal z kimś innym niż tobą. -szepcze mu prosto do ucha, ze szczerą nadzieją że wieży w każde moje słowo.- Ale myślę, że to za dużo, że...
- Lu- mówi, przerywając mi i odsuwając mnie od siebie- Nie musisz się tym martwić, gdyby to ode mnie zależało zapłacił bym dużo więcej, jednak nie chciałem wyjść na desperata- wyjaśnia, kpiarsko się uśmiechając. Po chwili jego dłoń ląduje na moim policzku i delikatnie po nim przejeżdża, rozpalając moje komórki do czerwoności.- Księżniczko, sama myśl, że mogłabyś tu być z kimś innym mnie dobija i niesamowicie irytuje - mówi po czym składa całuska na moim czole.
- Czyli to wcale nie jest dla ciebie zbyt duży wydatek? - jednak wolę się upewnić
- Spokojnie, nawet tego nie poczuję i szkoła będzie miała kasę. A ja spędzę wieczór z najpiękniejszą dziewczyna jaką w życiu widziałem - mówi, a ja po raz kolejny się przy nim rumienię. - Zatem panno Ferro, czy uczyni mi pani ten zaszczyt i pójdzie ze mną na bal? - pyta kłaniając mi się i wyciągając do mnie dłoń, zupełnie jak na dawnych balach szlacheckich.
- Z największą przyjemnością panie Pasquarelli- mówię chwytając jego dłoń i dygając delikatnie. Po chwili oboje z uśmiechem na ustach wracamy na sale, gdzie bal rozkręcił się już na dobre.

*************************
Cześć Misiaczki <3
Tak oto prezentuje się 10 :3
Mam nadzieje, że wam się spodoba XD

Doszłam do wniosku, że pod każdym moim rozdziałem będę wstawiać piosenkę którą ostatnio "gwałcę" :")
 Jeśli wam to przeszkadza to piszcie a przestanę :)

Kocham care <3
 

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 9

- Lu ona jest piękna- Vils już od kilku minut zachwyca się moją blado różową sukienka zaprojektowana przez moją mamę. Jest to ostatnia sukienka jaką zaprojektowała przed swoją śmiercią, podobno wzorowała się na sukience którą dostałam od taty na piąte urodziny. Obcisły gorset pokryty koronką i takie same koronkowe rękawy, do tego odkryte plecy. Od pasa w dół rozlegają się tiulowe warstwy również przykryte delikatna koronką. Ta sukienka idealnie do mnie pasuje i mam nadzieje że będę wyglądać w niej wyjątkowo.
- A ty masz już sukienkę? - pytam Vils a ta od razu smutnieje.
- Jeszcze nie, i wątpię żebym znalazła coś ładnego w cenie którą mogę zapłacić.
- Vils wiesz że ja...
- Nie Lu- przerywa mi- nie będę ani ciebie ani taty prosić o pieniądze, i nawet nie waż się mi kupować sukienki za moim plecami! - grozi mi palcem.
- Violetta głuptasku, nic nie chcę Ci kupować, ja już ją mam! - uśmiecham się szeroko i wyjmuje z szafy pudełko z fioletowa kokarda. - I nawet nie waż mi się odmawiać! Ją też zaprojektowała moja mama- podaję jej pudełko a ona patrzy na mnie groźnym wzrokiem. Jednakże przyjmuję prezent, delikatnie unosi jego wieko i szeroko otwiera oczy.
- Lu ona jest piękna- mówi po czym wyciąga z pudełka kobaltowa długą suknie. Sukienka jest podtrzymywana przez dwa srebrne ramiączka i do tego wygląda jak obsypana srebrnym pyłem, jest dobrze dopasowana do ciała i ma rozcięcie do połowy uda. Już widzę minę Verdasa jak zobaczy w tym Vilu. - Tak Ci dziękuję- kuzynka rzuca się mi na szyję i mocno przytula.
- Nie masz za co mi dziękować, ja tylko dostarczam prezent.

- No ale ja Ci mówię Lu on to robi specjalnie! - krzyczy Vils a co druga osoba na korytarzu patrzy na nią jak na chorą psychicznie.
- No ale Viola pomyśl logicznie, przecież...
- Nie! Nie rozumiecie że Leon  Verdas jest gorszy od epidemii Gruźlicy! - przerywa mi i znów chce nam wcisnąć jak to bardzo go nienawidzi.
- Sory Vils, ale jak dla mnie Lu ma racje, nie uważasz że zaczynasz już przesadzać? - popiera mnie Fran a ja posyłam jej dziękujące spojrzenie, może jej uda się przemówić do małego móżdżku mojej kuzynki.
- A jak dla mnie to Viola ma rację- wtrąca Cami a ja mam ochotę ją udusić, już mam jej powiedzieć coś bardzo niemiłego gdy uprzedza mnie Naty.
- Cams ty chyba sobie kpisz! Przecież widać że Verdas poza nią świata nie widzi i zrobiłby dla niej wszystko. Jak dla mnie chłopak wpadł po uszy.
- Błagam dziewczyny dość! Tak mi nie pomagacie. Zresztą co do Verdasa stracił swoje minimalne szanse w momencie kiedy uderzył Alexa.- ona kłamie, to widać. Verdas ma jeszcze szanse i to dość spore a ja mu pomogę. Na samą myśl o zabawie w swatkę się uśmiecham.
- Mam nadzieję, że masz taką minę bo myślisz o mnie- słyszę za sobą ten dobrze znany głos i szybko się odwracam.
- Jejku Fede, przestraszyłeś mnie. - mówię oskarżycielsko a chłopak zbliża się do mnie i daje całuska w nosek.
- Wybacz księżniczko, mam nadzieję że nie będziecie złe jeśli porwę Lu na czas lunchu? - zwraca się do dziewczyn, a te oprócz Violetty stoją wpatrzone w nas z szeroko rozwartymi oczami.
- Jasne że nie, jest cała twoja- mówi Vils i robi minę " If you know, what I mean". Zabije ją, po prostu ją kiedyś ukatrupię. Fede tylko kpiarsko się uśmiecha i splatając nasze dłonie wchodzi na stołówkę

- Mam dość, wszyscy się na nas gapia- wzdycham ciężko i patrzę na Włocha, który siedzi po przeciwnej stronie stolika. Mam już serdecznie dość tego że prawie każdy w stołówce się na nas gapi i szepcze coś po cichu, czy to aż takie dziwne, że siedzę z Pasquarellim.
- Myślałem, że się już przyzwyczaiłaś. - uśmiecha się kpiarsko- w końcu ogląda się za tobą co drugi chłopak w szkole- warczy przez zęby i zaciska dłonie w pięści. Nie no nie wierzę.
- Czyżby ktoś tutaj był zazdrosny? -pytam retorycznie po czym splatam nasze dłonie położone na stole- Feduś spójrz na mnie, proszę-  chłopak niechętnie podnosi wzrok, a ja szczerze się do niego uśmiechem- nie musisz być zazdrosny, zaufaj mi- mówię patrząc prosto w jego oczy.
- Postaram się- posyła mi swój szelmowski uśmiech, a w moim brzuchu coś się przewraca. - A tak zmieniając temat wybierasz się w sobotę na bal? - pyta a ja twierdząco kiwam głową-  No to już wiem o kogo będę się licytował- mówi a ja czuję że się rumienie
- Moje życie to kompletna porażka! - mówi Leon siadając koło Federico i uderza głową o stół. Mina Fede wyraża wszystko, mam ochotę wybuchnąć śmiechem jednak powstrzymuje się ze względu na załamanego Meksykanina. Posyłam Fede spojrzenie mrożące krew w żyłach by nie palnął czegoś głupiego i sama wkraczam do akcji.
- Leon? - chłopak podnosi głowę i patrzy na mnie żałosnym wzrokiem - Co się stało? - pytam ostrożnie licząc na to że chłopak mi odpowie.
- Violetta- no oczywiście - powiedziała że po tym co zrobiłem Alexowi nie mam u niej najmniejszych szans i żebym się nie łudził - mówi smutno i znów uderza głową w stół. Federico w tym momencie wybucha śmiechem i choć ja tez mam ochotę się roześmiać, zachowuję jednak zimną krew. Z całej siły wymierzam Pasquarelliemu kopniaka pod stołem by choć trochę się uspokoił. Chłopak patrzy na mnie zdziwiony a ja głową wskazuje na Leon by coś zrobił.
- Leon stary nie załamuj się - Włoch kładzie dłoń na ramię Verdasa i stara się go trochę pocieszyć- Popatrz na to tak, straciłeś szanse czyli kiedyś je miałeś- mówi, a ja uderzam się dłonią w czoło. Federico patrzy na mnie zdziwiony a ja spojrzeniem nakazuję mu milczeć. To już nawet German lepiej pociesza.
- Leon - odzywam się niepewnie- a gdybyś tak przeprosił Alexa- proponuję a Verdas patrzy na mnie z przerażeniem w oczach.
- Czy Ciebie kobieto do reszty pojebało?- krzyczy za co dostaje w łeb od swojego przyjaciela.
- Grzeczniej- warczy Fede i mierzy Verdasa wzrokiem, ten tylko wywraca oczami i ponownie na mnie spogląda.
- Mówisz poważnie Lu? - pyta zdziwiony - przecież mi to przez gardło nie przejdzie.
- Całkowicie poważnie. Pomyśl tylko przepraszając go zyskasz w oczach Violetty i nie będziesz miał wroga. Te przeprosiny nawet nie muszą być szczere, ważne tylko żeby Vils i Alex w nie uwierzyli. - mówię spokojnie i patrzę na zdziwione twarze chłopaków.
- Dobre wykorzystam to, dzięki Lu! - mówi po czym szybko wychodzi ze stołówki.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś Ferro, nie wiedziałem że jesteś aż tak przebiegła - mówi Fede posyłając mi swój kpiarski uśmieszek. Ja również uśmiecham się złośliwie i pochylam się nad stołem.
- Jeszcze wiele o mnie nie wiesz Pasquarelli - szepczę wprost do jego ucha po czym delikatnie przygryzam jego płatek - Idę na Włoski, postaraj się nie spóźnić- mówię i pewnie odchodząc, zostawiam go oniemiałego przy stoliku. Ferro znowu górą.

-Mówię Ci Lu, to było niesamowite. Leon tak po prostu go przeprosił i to przed wszystkimi. Normalnie kosmos. - Vils już od dobrych pięciu minut nie mówi o niczym inny, tylko o efektownych przeprosinach Verdasa. I kto tu jest geniuszem.
- Czyli co, jednak nie jest taki straszny jak mówiłaś? - pytam patrząc na kuzynkę ze złośliwym uśmieszkiem.
- Nie, dziś okazał ludzką twarz- przewraca oczami a ja uśmiecham się tryumfalnie, może jednak zeswatanie ich nie będzie takie trudne jak myślałam.
- Naprawdę nie wiem co go naszło na takie zmiany ale ja jestem jak najbardziej na tak. - No nie wieżę wystarczył jeden dobry krok Leona by ta zaczęła o nim miło mówić. Teraz należy tylko prosić o to by Verdas nie popełnił kolejnej gafy. Razem z kuzynką wychodzę ze szkoły i udajemy się na parking. Gdy Vils wysypuje całą zawartość swojej torebki na maskę samochodu w poszukiwaniu kluczyków, ja znudzona rozglądam się dokoła. Po chwili mój wzrok spostrzega tak dobrze mi znaną męską sylwetkę. Czysty 189 cm ideał, który oparty o swój samochód, bez najmniejszych skrupułów lustruje mnie wzrokiem.  Po chwili na jego twarzy wykwita kpiarski uśmieszek, a ja mimowolnie się rumienie.
- Mam! -krzyczy Vils która wreszcie znalazła kluczyki. Szybko wsiadamy do auta i obie w doskonałych humorach wracamy do domu.

*****************************************************
BONJOUR <3 ( taa care popisała się francuskim XD)
Mam nadzieję, że to u góry się wam spodobało :3
Jak dla mnie może być ^^
Next w piątek <3
Kocham CARE <3

Ps. Łapcie piosenkę, którą słucham od trzech dni na okrągło, może ma pewne pod teksy seksualne i bardzo brzydkie słowo w refrenie XD ale daje mi niesamowitego kopa i wenę do pisania <3





środa, 22 lipca 2015

Rozdział 8

Czuję jak jego usta już prawie dotykają moich, gdy drzwi od pokoju gwałtownie się otwierają i wpada przez nie przestraszony Leon.
- Pomocy! Ona chcę mnie zamordować! - krzyczy, a wtedy do pokoju wpada Violetta z bronią Germana w dłoniach. Reakcja Federico jest zupełnie inna niż się tego spodziewałam, chłopak zamiast wyrwać broń mojej kuzynce jeszcze szczelnie do mnie przywiera jakby chciał ochronić mnie własnym ciałem.
- Co tu się dzieje? - do pokoju wchodzi rozespany wujek, rozgląda się nieprzytomnie po pomieszczeniu. No tak bo to przecież normalny widok, twoja córka celuje w chłopaka a na łóżku leży twoja siostrzenica z drugim chłopakiem w dość dwuznacznej pozycji, jego mina wskazuje na to że ani trochę go ten widok nie dziwi. Podchodzi do swojej córki i zabiera jej broń.  - Nie wolno! - mówi po czym wychodzi- Wolę nie wiedzieć co wy tam robicie.- po chwili słyszymy dźwięk zamykanych drzwi,  co oznacza że wrócił do siebie.
- Choć głąbie musimy dokończyć projekt-  wzdycha Vils a Leon niepewnie się do niej zbliża-  Ale jeszcze raz powiesz że twoim marzeniem jest zobaczenie mnie nago, to obiecuję że własnoręcznie cię uduszę! - warczy po czym oboje opuszczają mój pokój zamykając za sobą drzwi. Zaskoczona całą tą sytuacją, patrzę w oczy zdezorientowanego Włocha, po czym oboje wybuchamy śmiechem.
- Co to miało być? - mówię patrząc na chłopaka leżącego po mojej lewej.
- To Aniele była próba morderstwa i idealnie dopracowana interwencja policji. - mówi, a po pokoju po raz kolejny roznosi się dźwięk naszego śmiechu.
- W sumie nie dziwię się Vils, no bo błagam z takim tekstem do dziewczyny. - prycham
- Ale on tylko jej zdradził swoje marzenie- Federico zaczyna bronić przyjaciela a ja patrzę na niego wzrokiem mówiącym "lepiej w to nie brnij" - Oj już dobrze już nic nie mówię- poddaje się, po czym obejmuje mnie ramieniem. Kładę głowę na jego klatce piersiowej i mocno się do niego przytulam. Jego druga dłoń delikatnie spoczywa na mojej tali, tak jakby się bał że ucieknę.
- Lepiej że ja nie mówię głośno o swoich marzeniach bo jeśli twoja reakcja miała by być podobna do tej Violetty, to leżał bym już trzy metry pod ziemią- mówi po czym posyła mi swój kpiarski uśmiech.
- Czy ty coś sugerujesz? - pytam robiąc oburzana minę.
- Nie no skąd, ja stwierdzam fakty- szepcze po czym składa całuska na moim czole. Wzdycham tylko, przytulając się do niego i napawając mój nos jego boskim zapachem.

- Feduś? - pytam po chwili i przekręcam się na brzuch tak by móc patrzeć na jego twarz.
- Tak księżniczko? - jego dłoń zbliża się do mojej twarzy i delikatnie odgarnia z niej włosy które wypadły mi z koka.
- Opowiesz mi coś o sobie- proszę, szczerze boję się jego reakcji, jest taki skryty i tajemniczy. Włoch jednak uśmiecha się kpiarsko.
- A co chciałbyś wiedzieć? - Wszystko, przechodzi mi przez myśl jednak powstrzymuje się od powiedzenia tego.
- Cokolwiek, po prostu chcę Cię lepiej poznać- mówię lekko speszona, chłopak uśmiecha się tylko po czym przyciąga mnie do siebie tak że znów na nim leżę.
- Jak pewnie wiesz pochodzę z Włoch, ale nie wiesz że urodziłem się w pobliżu Neapolu- zaczyna swoją opowieść ale ja oczywiście muszę mu przerwać
- Jesteś z Neapolu?- jestem tym faktem bardzo zaskoczona, czyli istniała możliwość poznania go wcześniej.
- Tak jestem z Neapolu. Kiedy byłem na wycieczce w Meksyku poznałem tam Leona i staliśmy się dla siebie jak bracia. Jest jedyną rodziną jaką mam- mówi cicho.
- A rodzice? - Jezu Ferro czy ty nie umiesz trzymać języka za zębami.
- Nie żyją- szepcze a ja momentalnie mocniej wtulam się w jego ciało.
- Tak mi przykro Federico. - doskonale rozumiem jak musi się z tym czuć.
- Niepotrzebnie Lu, byli złymi ludźmi, zasługiwali na śmierć-  warczy przez zęby a w jego oczach widać mieszankę bólu i nienawiści.  Nie wiem co takiego zrobili jego rodzice, ale teraz nie jest jeszcze odpowiedni moment by o to pytać.
- Federico, pamiętaj że choćby nie wiem co się działo ja zawsze będę przy tobie- mówiąc to uświadamiam sobie, ze są to te same słowa, które wczoraj on wypowiedział do mnie. Chłopak uśmiecha się po czym cmoka mnie w nosek.
- Jesteś jak Słoneczko wiesz? - mówi, a ja patrzę na niego zdziwiona- rozganiasz moje wszystkie smutki i wprowadzasz w życie radość. - wyjaśnia a ja robię się cała czerwona, mimo zakłopotania nie potrafię się pozbyć wrodzonego sarkazmu.
- Wiesz w tym klimacie słońce jest raczej potrzebne- mamrocze. Na co Fede tylko cicho się śmieje.
- Ciebie księżniczko potrzebuje w każdym klimacie- szepcze mi do ucha, a ja nie potrafię zrobić nic innego jak tylko pocałować go w policzek i mocniej przytulić. Po raz kolejny zadaję sobie pytanie czym ja na niego zasłużyłam, jednak wszelkie wątpliwości znikają gdy wysłuchuje się w bicie jego serca, serca w którym tak bardzo chciałabym się znaleźć.

- No hej słodziaki- Leon już drugi raz dzisiejszego dnia bez żadnego ostrzeżenia wchodzi do mojego pokoju. Szybko siadam na łóżku przestraszona jego wtargnięciem.
- Verdas mówił Ci już ktoś że jesteś strasznie irytujący? - pyta Pasquarelli, który również, podniósł się do pozycji siedzącej.
- Nie ale możesz mi to powtarzać całą drogę do domu-  mówi po czym uśmiecha się szeroko-  A tak na poważnie stary, pora już wracać. Skończyliśmy już projekt i cierpliwość Vils też się już kończy. Więc jeśli nie chcesz urządzać mi pogrzebu, to lepiej zbieraj cztery litery i choć- mówi po czym wychodzi z pokoju i kieruję się w stronę schodów-  Na razie Lu! - słyszę jego krzyk.
- Nie ma co Gentelmen pierwsza klasa-  wzdycha Federico a ja zaczynam cichutko chichotać. - Do jutra księżniczko- mówi po czym daje mi całuska w policzek i wychodzi. Chwilę patrzę tępo w ścianę po czym przypominam sobie o czymś ważnym.
- Fede! - krzyczę i wybiegam z pokoju jak torpeda. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym na nic nie wpadła lub się nie wywaliła. I tak dzieje się i tym razem, nie patrząc pod nogi, potykam się o buty Vils leżące na schodach. Z przerażenia zamykam oczy i już przygotowuje się na spotkanie z podłogą, jednak to nie następuje. Zdziwiona otwieram oczy i napotykam patrzące na mnie czekoladowe tęczówki.
- Nie myślałaś kiedyś nad wynajęciem jakiegoś rycerza żeby Cię ratował księżniczko? - pyta Włoch z kpiarskim uśmiechem na ustach a ja czuję nieoparta chęć zbliżenia ich do swoich.
- Nie było chętnych- mówię smutno i wyswobadzam się z jego objęć-  Twoja kurtka-  podaje mu przedmiot o którym wczoraj zapomniałam-  jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co- zbliża się do mnie i styka nasze nosy- Nie musisz szukać rycerza..
- Wiem-  przerywam mu-  bo znalazłam już księcia- mówię i dotykam jego policzka. Sama nie wiem skąd we mnie ta odwaga, po prostu czuje, że to odpowiedni moment by powiedzieć mu ze też mi na nim zależy.  I mam nadzieje że zrozumie o co mi chodzi. Chyba rozumiem bo uśmiecha się szeroko i po raz kolejny tego dnia jego usta zbliżają się do moich. Jednak już drugi raz przerywa nam ta sama osoba.
- Fede pośpiesz się-  prosi Leon po czym szybko wybiega z domu.
- Jeszcze Cię dorwę Leon! - ze szczytu schodów dobiega nas krzyk Vils. Pasquarelli tylko wzdycha ciężko po czym słyszę jego zdenerwowany szept:
- Zamorduje cię Verdas.- chłopak daje mi całuska w policzek-  Do jutra kochanie. - mówi i wychodzi z domu.
Patrzę na moją kuzynkę która uśmiecha się szeroko, po czy obydwie zaczynami piszczeć i skakać jak głupie.
- Całowaliście się? Błagam powiedz że tak-  Vils szybko zbiega ze schodów i zatrzymuję się przede mną z podekscytowaniem wypisanym na twarzy. 
- Niestety nie-  wzdycham-  Leon nam przerwał i to dwa razy- tłumaczę a na jej twarzy pojawia się gniew.
- Ten to ma dopiero wyczucie czasu, no nic tylko mu wpierdolić- mówi a ja cichutko się śmieje. 
- Jak nie teraz to później, widać to nie był jeszcze ten moment- szczerze powiem że jest mi smutno z tego powodu, ale nie ma się co załamywać.
- Oj na pewno nastąpi. Gdybyś ty widziała jak na ciebie patrzy, przecież on świata poza tobą nie widzi. Ehh że też ja nie mam kogoś takiego- wzdycha rozmarzona.
-kyhy Verdas kyhy-  udając że kaszle podaję nazwisko Meksykanina. Vils od razu mrozi mnie wzrokiem a ja unoszę ręce w geście "co złego to nie ja".
- Masz już sukienkę na bal?- pyta Vils widocznie chce zmienić temat.
- Bal? 
- Tak bal jesienny, na którym chłopcy licytują dziewczyny a pieniądze idą na wydatki szkoły- wyjaśnia szybko
- A no tak- przypominam sobie- to już w tą sobotę prawda?-  Vilu potakująco kiwa głową- Mam sukienkę. Chcesz zobaczyć?  - jeszcze nie kończę pytania, a już jestem ciągnięta przez swoją kuzynkę do mojego małego królestwa.

************************************
WITAJCIE WSZYSCY <3
Na początek chciałabym się pochwalić, że zajęłam drugie miejsce w konkursie organizowanym przez mojego Potworka <3 na tym zacnym blogu  http://ratujmojeserce.blogspot.com/ bardzo się z tego powodu cieszę gdyż jest to mój drugi OS jaki w życiu napisałam XD
Następny rozdział prawdopodobnie w poniedziałek <3
LOFFKI CARE :*

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 7

Na wpół żywa wstaje z łóżka i jedyne o czy marzę to orzeźwiający prysznic. W nocy znów było mi tak zimno, że oprócz  kołdry musiałam się przykryć dwoma kocami, przez co rano czuję się jakbym wyszła z sauny. Szybko wchodzę do kabiny a po moim ciele zaczynają spływać letnie kropelki. Właśnie tego mi trzeba, rozbudzenia i chwili by pozwolić myślą swobodnie płynąć, co ostatnio oznacza myślenie o Pasquarellim. Ten chłopak mnie zadziwia i niebywale mąci w głowie, przy nim czuję się taka bezpieczna i wyjątkową. A te jego oczy.. , kiedy w nie spoglądam to tak jakbym była zahipnotyzowana. Wychodzę spod prysznica i wycieram swoje ciało puchatym ręcznikiem, skoro i tak nigdzie dziś nie wychodzę nie ma po co się stroić, zakładam bieliznę i zaczynam poranną toaletę. Włosy wiąże w zwykłego koka a na siebie ubieram szare dresowe spodnie i luźny czarny crop top z nadrukiem sierpu księżyca. Gotowa i w stu procentach obudzona, schodzę do kuchni by zjeść śniadanie.
- Dzień Dobry Vils- witam się z kuzynka, która zajada kanapki z serem.
- Siemanko-  odpowiada po czym bierze następny kęs, wyjmuje z szafki małą miseczkę i nasypuje do niej swoje ulubione płatki, jeszcze tylko mleko i tak z już gotowym śniadaniem siadam przy stole.
- Wujek śpi? - pytam zdziwiona jego nieobecnością, zawsze nawet po nocnej zmianie od rana krząta się po kuchni i dopiero gdy coś zje może iść spać.
- Tak, wrócił dziś padnięty, nad ranem mieli zgłoszenia że tir, który przewoził drzewo wypadł z drogi. Kierowca twierdzi że drogę przecięły mu dwa wielkie stworzenia, nie widział co to było bo były zbyt szybkie. Ale ja bym w to nie wierzyła miał 0, 5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. - Vils zrobiła przerwę by dokończyć śniadanie a ja dalej zajadam się płatkami.
- O której ma przyjść Leon?-  pytam ciekawa gdy przypominam sobie, że to dziś jest niedziela.
- Nie dobijaj leżącego, za chwile powinien być i nawet nie będę mogła na niego krzyczeć bo nie chcę budzić taty. - Vils wzdycha ciężko a ja zaczynam chichotać, to jej udawanie że tak bardzo go nienawidzi jest całkiem zabawne.
- Bądź silna, wierzę w Ciebie- mówię po czym wracam do swojego pokoju z zamiarem nic nierobienia co w moim przypadku oznacza że idziemy rysować.

Po kilku minutach słyszę dzwonek do drzwi i odgłos cichych rozmów. No to teraz się zacznie, ciekawe jak długo wytrzyma Vils zanim wyrzuci Leona z domu. Nie zwracając zbytnie uwagi na odgłos zbliżających się kroków, dalej siedzę na parapecie i szkicuje kolejnego wilka. Po chwili kroki cichną i rozlega się pukanie do mojego pokoju.
-Proszę- jestem pewna że to moja kuzynka, więc nawet nie podnoszę wzroku i z pełnym skupieniem dalej sunę ołówkiem po papierze.
- Całkiem niezły wystrój. - na sam dźwięk tego głosu nieruchomieje i szybko patrzę w tamtą stronę. Włoch stoi sobie jakby nigdy nic oparty o framugę drzwi. Na sam jego widok zapiera mi dech w piersiach. Ciemne spodnie i granatowa koszula w małe białe kropeczki idealnie do niego pasują, nic tylko podejść do niego i sprawdzić jak wygląda bez niej.
- Fede hej, co ty tu robisz? - wiem może to nie najmilsze powitanie ale w tym momencie nie stać mnie na nic lepszego.
- Hej- mówi po czym wchodzi do pokoju zamykając za sobą drzwi. Chłopak zbliża się do mnie i składa całuska na moim policzku, a ja czuję że się rumienie. Jego palce dotykają mojego zaczerwienionego policzka a ja zawstydzona spuszczam wzrok- Piękna- szepcze-  w każdym razie, dowiedziałem się, że Leon jedzie do Violetty, więc pomyślałem że to idealna okazja by Cię odwiedzić. Przy okazji zawsze mogę interweniować gdyby twoja kuzynka chciała mi zabić przyjaciela- mówi i puszcza do mnie oczko a ja zaczynam się śmiać.
- Czyli tylko ja to widzę? - pytam wciąż się śmiejąc, Włoch patrzy na mnie zdziwiony widać, że nie rozumie o co mi chodzi. - Przecież Vils podoba się Leon i właśnie dlatego udaje że go nienawidzi. - wyjaśniam a na twarzy Federico widzę zaskoczenie.
- Jest to jakieś wytłumaczenie- wzrusza ramionami- A tak zmieniając temat co rysujesz? - pyta wskazując głową na trzymany przeze mnie szkicownik. Pewna swojego talentu odwracam zeszyt tak by zobaczył kudłate zwierzę na tle księżyca. Chłopak uważnie studiuję szkic po czym posyła mi uśmiech. - Naprawdę nieźle, ciekawe czy człowieka też naszkicowałabyś tak dobrze.
- Czy to jest wyzwanie Pasquarelli? - pytam unosząc jedną brew do góry.
- To zależy czy je przyjmujesz Ferro- jego kpiarski uśmiech i brązowe tęczówki działają ma mnie jak narkotyk. W tym momencie zrobiłabym wszystko o co by mnie poprosił. Łapiąc Włocha za dłoń ciągnę go tak by usiadł po przeciwnej stronie parapetu.
- Siadaj i się nie ruszaj. - rozkazuję i biorę czystą kartkę papieru, gotowa do pracy patrzę na Federico i z jego miny wnioskuje że nie za bardzo rozumie o co mi chodzi.  - Przyjmuje wyzwanie Pasquarelli, ale potrzebny mi model. - wyjaśniam i zaczynam szkicowanie. Jednak nie idzie mi to zbyt dobrze ci chwilę coś marzę. Zdenerwowana patrzę na niego a on tylko uśmiecha się zwycięsko.
-Och zamknij się Pasquarelli.
- Ale ja nawet nic nie powiedziałem-  próbuje się bronić, ze złości zamykam oczy i czuję napływające do nich łzy, może wcale nie jestem tak utalentowana jak myślałam. - Hej Lu tylko spokojnie- chłopak schodzi z parapetu i kuca przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach.- Kiedy rysujesz wilki, nie patrzysz na to jak widzą je twoje oczy prawda? Patrzysz na nie przez pryzmat wspomnień i tego jak widzi je twoje serce, o czym myślisz rysując je?
- O tacie-  szepcze chicho i o moim wilczym bohaterze, ale do tego się nie przyznam, pewnie jak wszyscy uzna że było to moje przewidzenie.
- No więc teraz spróbuj zrobić podobnie nie patrz oczami tylko sercem- mówi a ja spoglądam w jego oczy.
- Dziękuję Fede- wstaje i mocno przytulam się do zaskoczonego chłopaka.
- Do usług księżniczko- szepcze mi na ucho po czym wypuszcza ze swych objęć. Jednak nie na długo, już po chwili ląduje na jego kolanach a on obejmuje mnie ramionami w tali. Biorę w rękę ołówek i postanawiam zastosować się do jego rady, całkowicie zamykam oczy. Sunąc po kartce i wsłuchując się w równomierne bicie jego serca, myślę o tych czekoladowo brązowych oczach, kpiarskim uśmiechu na tych idealnych wargach i uroczych loczkach, które tak bardzo chciałabym kiedyś poczuć między palcami. Gdy czuje że naszkicowałam już wszystko co mogłam, powoli otwieram oczy bojąc się tego co narysowałam. Jednak mój strach jest absurdalny. Z kartki spogląda wypisz wymaluj idealna kopia Federico z tym samym kpiarskim uśmiechem, dużymi oczami i lekko rozwichrzonymi loczkami.
- Wow-  to wszystko co jestem w stanie powiedzieć, nigdy bym nie przypuszczała że mogę tak idealnie narysować człowieka.
- No wiem, wiem jestem niebywale przystojny.- mówi poważnym tonem, a ja nie mogąc się powstrzymać wybucham śmiechem. - Śmieszy Cię to Ferro, nieładnie. Za nie szanowanie mojego wrodzonego piękna czeka na ciebie kara- mówi udając oburzenie, po czym z lekkością przenosi mnie na łóżko i siadając na mnie okrakiem zaczyna łaskotać. Z moich oczu zaczynają płynąć łzy a ja cały czas się śmieje i piszczę.
- Fede błagam przestań- udaje mi się powiedzieć na co chłopak, kładzie się na mnie opierając się na lok ciach by nie przygnieść mnie swoim ciężarem.
- Tylko jeśli powiesz, że jestem najprzystojniejszym facetem na całej ziemi- mówi patrząc mi prosto w oczy.
- Jesteś najprzystojniejszym facetem na całej ziemi- wcale nie mijam się z prawdą, wręcz przeciwnie wyrażam swoje zdanie. Jego twarz znajduję się niebezpiecznie blisko mojej nasze nosy się stykają. Podnoszę wzrok i zatapiam się w czekoladzie jego oczu. Chłopak delikatnie się do mnie uśmiecha a ja odpowiadam tym samym. Czuję jak jego usta już prawie dotykają moich, gdy...

***************************
Jak ja uwielbiam kończyć w takich momentach <3
Kocham care <3

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 6


Nie jest mi dane jednak długo przebywać w ramionach Federico gdyż już po chwili rozlega się sygnał oznajmujący przychodzące połączenie. No zabije tego kto teraz do mnie dzwoni i przerywa tą chwilę. Niechętnie odsuwam się od Włocha i wyjmuje z kieszeni mój telefon. Jedno przyciągnięcie po ekranie i mogę spokojnie nakrzyczeć na tego osobnika.
- Halo? - zadaję standardowe pytanie.
-Lu, ja jadę... bo Alex... i wtedy Leon... i pełno krwi. - w słuchawce rozlega się płaczliwy głos Violetty, ze strachu aż zamieram jednak wciąż zachowuję zimną krew.
- Vils powoli, co się stało? - pytam z pozoru spokojna i odwracam się by uciec przed przenikliwym spojrzeniem Federico. Słyszę jak moja kuzynka bierze głęboki wdech.
- Leon pojawił się na ognisku i Alex go sprowokował. Verdas stracił nad sobą panowanie i złamał Alexowi nos. Jedziemy jak najszybciej się da do szpitala, błagam nic nie mów o tym mojemu tacie bo jeszcze zainterweniuje i Leon będzie miał przechlapane. - Violetta wyrzuca z siebie wszystko na jednym oddechu. Czy ona zdaję sobie sprawę że właśnie broni Leona?
- Nic nie powiem nie bój się-  uspokajam kuzynkę,
- Dziękuję, do zobaczenia w domu- mówi szybko Vils a ja słyszę jęk bólu Alex, Leon naprawdę musiał mu mocno przywalić. Po chwili dociera do mnie fakt że nie mam czym wrócić do domu.
-Violetta! - krzyczę do telefonu, jednak odpowiada mi głucha cisza, rozłączyła się. Czuję jak dłoń Federico ląduje na moim ramieniu i delikatnie odwraca mnie do siebie, poddaje się temu i już po chwili stoję w tej minimalnej odległości od jego ciała.
- Wszystko w porządku? - w jego oczach widzę troskę, kręcę przecząco głową. Nie mija nawet chwila a ponownie znajduję się w jego ramionach, miejscu gdzie mogłabym spędzić resztę swojego życia.- Lu o co chodzi? - pyta nie puszczając mnie, dodatkowo zatapia swoją twarz w moje włosy przez co jego wargi dotykają mojego ramienia. Przez moje ciało przebiega przyjemny dreszcz, mogę przysiąść że Włoch uśmiecha się po tym jak zobaczył i poczuł moją reakcję na niego.
- Leon pobił Alexa i Vils jedzie z nim do szpitala. - mówię po cichu jednak wiem że on to słyszał.
- To było do przewidzenia że Verdas prędzej czy później to zrobi- w tonie jego głosu słychać rozbawienie, tak jakby śmieszyła go ta sytuacja. Nic nie mówiąc wtulam się bardziej w jego ciało, boże jaki on ma twardy brzuch, wolę nie myśleć ile czasu spędza na siłowni. - Martwisz się o niego? - pyta zdezorientowany, no tak moja reakcja wskazuje na to że zależy mi na stanie chłopaka, jednak ja mam to głęboko gdzieś.
- Nie tylko Vils pojechała z nim do szpitala, no i nie mam jak wrócić. - mówię smutna, naprawdę nie mam pojęcia jak wrócę do domu. I wtedy Fede robi coś czego nigdy bym się nie spodziewała, po prostu wybucha śmiechem. Świetnie ja się zamartwiam a ten ma z tego bekę. - Ciebie to śmieszy, jesteś okropny! - uwalniam się z jego uścisku i szybko odchodzę. Czuje jak pod powiekami gromadzą mi się łzy, yhhh czemu ja muszę być taka wrażliwa. Nie jest dane mi odejść daleko, gdyż po chwili unieruchamia mnie opiekuńczy uścisk Włocha.
- Aniele nie bądź na mnie zła, - czule szepcze mi do ucha a ja z wszystkich sił próbuje nie okazać tego jak kilka jego słów może sprawić że od razu mu wybaczę. - Nie wiem jak mogłaś pomyśleć, że nie masz jak wrócić. A ja to co? Chyba nie myślałaś że zostawię Cię tu samą? - pyta, a ja mimo tego że jestem odwrócona do niego tyłem mocno się rumienie.
- Naprawdę odwieziesz mnie do domu? - pytam i odwracam się w jego stronę by ujrzeć te czekoladowe tęczówki, które tak bardzo mącą mi w głowie.
- Kiedy tylko zechcesz księżniczko. - mówi pewnie, a ja kiwam głową i delikatnie ziewam. Nawet nie zauważyłam że jest już po jedenastej a ja ledwo stoję ze zmęczenia, za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - To ja proponował bym już- mówi pewnie Włoch i nie czekając na moją reakcję znów bierze mnie na ręce, tym razem jednak niesie mnie jak pannę młodą.
- Fede nie musisz mnie nieść- mamrotam a oczy same mi się kleją, opieram głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w rytm jego serca zasypiam, jedyne co jeszcze słyszę to jego cichy szept:
-Dobranoc księżniczko.
 
Lekko przyćmiona otwieram oczy i rozglądam się po wnętrzu gdzie się znajduję.
- Cholera gdzie ja jestem? - mruczę pod nosem wytężając wzrok.
- Właśnie jesteś w moim samochodzie i odwożę Cię do domu śpioszku- do moich uszu dobiega ten idealny baryton Włocha.  Odwracam głowę w lewo i widzę go jak zamiast patrzeć na drogę wpatruje się we mnie.
- Patrz na drogę Federico- upominam go i staram się ułożyć w głowie to co się stało. Po chwili wszystko sobie przypominam.
- Nie martw się, przy mnie jesteś bezpieczna.- mówi to i patrzy mi prosto w oczy po czym splata swoje palce z moimi.
- Dziękuję za to że mnie odwozisz. - zawstydzona spuszczam wzrok i mocniej ściskam jego dłoń. Ma rację przy nim czuję się najbezpieczniej na świecie. 
- Ślicznie wyglądasz gdy się rumienisz - słyszę szept tuż przy moim uchu. 
- Tak jak wielki pomidor. - mamrocze pod nosem, nienawidzę tego że tak łatwo się rumienie.
- Wcale że nie, jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem- mówi z pełną powagą a ja zawstydzona spuszczam wzrok. I wtedy zauważam znaczek z marką samochodu na kierownicy, moje oczy robią się trzy razy większe a buzia mimowolnie się otwiera.- Lu wszystko w porządku-  pyta zaniepokojony Włoch, a ja jestem w stanie tylko pokiwać głową. 
- Czy ja właśnie jadę fordem mustangiem? - pytam cichutko ledwo wydobywając z siebie głos.
- Tak... - potwierdza Fede a ja momentalnie mu przerywam.
- Mój tata kochał mustangi i to jedna z wielu cech jakie po nim odziedziczyłam - wyjaśniam a Włoch podnosi dłoń i zciera z mojego policzka samotną łzę, nawet nie zauważyłam kiedy zaszkliły mi się oczy.
- Który rocznik? - pytam ciekawa, z racji tego że jestem w środku i do tego panuje już mrok, nie potrafię tego stwierdzić.
- 2015 - odpowiada dumnie, na co ja uśmiecham się delikatnie.
- Szalejesz Pasquarelli-  podsumowuje a ten tylko uśmiecha się szelmowsko, po czym ponownie łapię moją dłoń. 
- Dlaczego wydaję mi się że bardziej tęsknisz za tatą niż za mamą? - pyta poważnie. Nie wiem jakim sposobem chłopak to zauważył, ale trafił w samo sedno.
- Moja mama była cudowną osobą, to ona mnie wychowywała i bardzo ją kocham. Ale nie będę ukrywać że to z tatą łączyła mnie jakaś wyjątkową więź, jestem do niego bardzo podobna i spędziłam z nim mniej czasu wiec tęsknię bardziej-  tłumaczę to mocno zaciskając oczy by nagromadzone w nich łzy nie wypłynęły. Chłopak w żaden sposób tego nie komentuje, za to zatrzymuję samochód i wysiada z niego. Moje drzwi się otwierają a ja już po chwili znajduję się w jego ramionach.
- Lu proszę Cię pamiętaj że cokolwiek by się nie działo, zawsze możesz na mnie liczyć. Nie jesteś sama kruszynko i nigdy nie będziesz. - szepcze mi do ucha a ja czuję jak moje serce z każdym jego słowem rośnie, czy to możliwe że się w nim zakochuje.
- Dziękuję Fede, za wszystko. - mówię po czym składam na jego policzku całuska i wchodzę do domu. Na korytarzu ściągam buty i gdy już mam ściągać kurtkę dochodzi do mnie fakt, że przecież nie jest moja. Szybko wybiegam na werandę jednak po czarnym mustangu Pasquarelliego nie ma już śladu, no trudno oddam mu ją w poniedziałek.

Delikatnie pukam do drzwi pokoju Violetty, jej samochód stał już na podjeździe, więc powinna być w domu.
- Proszę- słyszę jej głos, jak najszybciej wchodzę do fioletowego królestwa Vils. Całe szczęście że German ma dziś nocną zmianę bo razem z Vils musiałybyśmy się ostro tłumaczyć. 
- Jak tam Alex? - pytam po czy siadam na jej łóżku. 
- Żyje, lekarze się nim zajęli, udało mi się wcisnąć im bajeczkę że się potknął i wywalił.- Viola wzdycha ciężko, widać że dzisiejszy dzień nieźle ją wymęczył.
- Ale o co im poszło? - pytam choć odpowiedź nasuwa się sama, Leon po prostu był zazdrosny. 
- Nie mam pojęcia Lu, jestem zmęczona a do tego jutro Verdas przychodzi robić ze mną projekt na hiszpański-  mówi, a ja rozumiem ją bez słów, chcę zostać teraz sama i wszystko przemyśleć.
- Rozumiem, dobranoc Vils. - mówię i wychodzę z pokoju.
- Kocham Cię Lu- słyszę głos kuzynki, a ja odwracam się i posyłam jej całuska.
Zmęczona padam na swoje łóżko i przytulam się do wielkiego wilka. Napawając się jego cudownym zapachem odpływam w krainę Morfeusza.

********************************
Wiem krótki w ogóle jakiś nie taki  :/
No ale mam nadzieję że nie jest aż tak źle XD
Kocham care

środa, 8 lipca 2015

Rozdział 5

- Liczyłem raczej na jakieś dziękuję Federico jesteś taki kochany- uśmiecha się do mnie kompletnie ignorując Felipe
- Pasquarelli bądź poważny, będzie Ci zimno w tym- wskazuje palcem na jego tors tak że jego opuszek dotyka jego twardego brzucha. No co ja poradzę jestem tylko słabym człowiekiem, który ma swoje pragnienia, a ostatnio głównym z nich jest rzucenie się na tego adonisa.
- Lu, nie jest nie jest mi zimno- mówi patrząc mi prosto w oczy po czym przykłada mi swoją dłoń do policzka - widzisz jest ciepła i mi tez jest ciepło, więc proszę Cie ubierz tą kurtkę- mogę przysiądź że temperatura w moim ciele podskoczyła o osiem stopnie od samego patrzenia w te czekoladowe oczy, które patrzyły się na mnie z tak wielką troską.
- I tak nie ustąpisz prawda? - pytam dla pewności a on energicznie kiwa głową. Niech mu będzie tym razem wygrywa - Niech Ci będzie - wzdycham zrezygnowana- ale jak tylko zauważę że jest Ci zimno od razu Ci ją oddaje. - mówię śmiertelnie poważnym tonem. Włoch zaczyna się delikatnie śmiać po czym zbliża się do mnie całkowicie  pozbawiając się przestrzeni miedzy nami.
- Przy tobie? To niemożliwe - szepcze mi na ucho a na moich policzkach pojawiają się rumieńce. Czemu on musi mnie tak prowokować, sprowadzać na granicę, jakby testował ile silnej woli mam w sobie.
- Myślę Ludmi że skoro jest Ci bardzo zimno powinniśmy wrócić do ogniska ogrzejesz się- mówi Felipe, o rany kompletnie zapomniałam że on też tutaj jest. Szybko odwracam się w stronę chłopaka i posyłam mu przepraszający uśmiech, jest mi wstyd że tak po prostu o nim zapomniałam. 
- To świetny pomysł powinieneś iść się ogrzać, zrobiłeś się strasznie blady- mówi uszczypliwie Federico i spogląda na Felipe z nieukryta niechęcią. Australijczyk zaciska dłonie w pięści- ja z Lu chętnie sobie jeszcze pospacerujemy- dodaje Włoch po czym mija mnie i staje lekko z przodu tak jakby chciał mnie obronić własnym ciałem. 
- A może sam pozwolisz jej zdecydować-  Felipe zbliża się do Pasquarelliego jakby chciał mu pokazać że się go nie boi. Dobra myśl Ferro trzeba zapobiec katastrofie bo ci dwaj wyglądają jakby się za chwilę mieli pobić.  Mimowolnie się uśmiecham na myśl że skaczą sobie do gardeł z mojego powodu. Jezu Ludmilo Ferro natychmiast przestań tak myśleć i zrób coś! 
- Hej chłopaki po co od razu się denerwować-  wchodzę pomiędzy nich z nadzieją że ja nie dostanę przez przypadek w twarz.  
- Nie wtrącaj się Lu- warczy cicho Felipe a mnie przechodzą dreszcze przerażenia. Na twarzy Federico maluję się jeszcze większą złość niż przedtem. Włoch próbuje mnie wyminąć by zbliżyć się do przeciwnika ale zatrzymuję go kładąc ręce na jego torsie.
- Fede proszę- szepcze patrząc mu prosto w oczy ze strachem. Po chwili jego oczy również odnajdują moje i znika z nich wszelki ślad agresji, za to widzę w nich troskę i chęć obrony. Tak jakby moje bezpieczeństwo było najważniejsze. Niezdejmujący dłoni z torsu Federa obracam głowę by spojrzeć na wściekłego nowo poznanego chłopaka. 
- Felipe myślę, że lepiej będzie jak sobie pójdziesz- mówię pewnie, chłopak nie zaszczyca mnie nawet jednym spojrzeniem po prostu odchodzi. Wciąż nie puszczając Włocha patrzę jak Felipe odchodzi. Dopiero gdy jest wystarczająco daleko opuszczam dłonie i patrzę gniewnie na Pasquarelliego. 
- Możesz mi wyjaśnić co to do cholery miało być? - pytam wściekła. Włoch patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem.- albo wiesz co nic mi nie tłumacz, nie chcę tego słuchać- zdenerwowana odchodzę od oniemiałego chłopaka i zaczynam samotnie przemierzać plażę. Jednak jak widać samotność nie jest mi pisana ponieważ nie mija nawet minuta a czuję delikatny uścisk na nadgarstku.
- Lu proszę Cię nie bądź zła, wiem przesadziłem ale po prostu... gdy ... no ... - zaczyna się jąkać, a druga jego dłoń zaczyna masować jego szyję. W jego oczach widzę zdenerwowanie jakby wstydził go powód jego zachowania. 
- Nie musisz się tłumaczyć. - mówię krótko. 
- Ale mimo to jesteś zła, chociaż bardziej pasowałoby określenie smutna. - mówi to z przekonaniem jakbym miała to wypisane na czole. Czy aż tak łatwo mnie rozszyfrować. - Jeśli to przeze mnie to bardzo Cię przepraszam, za tą akcje z Felipe i za to że się spóźniłem.- mówi szczerze a zatapiam się w tej czekoladzie jego tęczówek. - naprawdę nigdy nie chciałem żebyś była przeze mnie smutna - Włoch bierze moje drobne dłonie w swoje i zamyka je w niedźwiedzim uścisku- wybaczysz mi-  robi wielkie oczy smutnego szczeniaczka i dolną wargę wysuwa do przodu. Bezczelny jeszcze wykorzystuje moją broń, teatralnie wywracam oczami.
- Jesteś najlepsza- mówi po czym daje mi całuska w policzek. Momentalnie się rumienie i czuję jak uginają mi się kolana, dlaczego on ma aż tak wielką władze nad moim ciałem, mimo wszystko postanawiam być silna i troszeczkę się z nim podroczyć.
- Przecież nawet nic nie powiedziałam, skąd ta pewność że Ci wybaczę?
- To widać w twoich oczach Aniele-  posyła mi swój kpiarski uśmiech.
- Jesteś niemożliwy Pasquarelli-  warczę przez zęby i mrórzę oczy. 
- Dziękuję za komplement Ferro, a teraz chodź coś Ci pokaże- uśmiecha się po czym ciągnąc mnie za rękę prowadzi w kierunku przeciwnym do ogniska.

-Federico daleko jeszcze? - już od dobrych dwudziestu minut idę z nim przez jakiś las nie wiadomo gdzie. - Jeżeli natychmiast nie powiesz mi gdzie idziemy i jak daleko jeszcze to obiecuję że Cię tu zostawiam i wracam do ogniska! 
- Zawsze tak marudzisz Lu? 
- Tak zawsze, gdy ktoś ciągnie mnie po lesie nie wiadomo w jakim celu. Do tego nogi mnie bolą i mam dziwne przeczucie że się zgubiliśmy. Dlatego proszę możemy wracać? - mówię zrospaczona na co on wybucha śmiechem. 
- Oj Lu, jakaś ty niecierpliwa, to już naprawdę niedaleko no choć nie pożałujesz- i mimo tego że w jego oczach widzę stu procentową szczerość tak muszę postawić na swoim.
- Ja nigdzie nie idę, mam dość! - krzyżuję ręce i nie mam najmniejszego zamiaru się ruszyć. 
- Sama tego chciałaś-  zrezygnowany wzrusza ramionami po czym podchodzi do mnie i sprawnie przerzuca mnie sobie przez ramię. Robi to tak szybko że nawet nie jestem w stanie zareagować, jednakże po chwilowym oniemieniu się otrząsam.
- Fede czy ciebie do końca powaliło? Odstaw mnie na ziemię! - zaczynam krzyczeć i uderzać jego plecy moimi piąstkami. Chłopak chyba nawet tego nie czuje, bo bez najmniejszego problemu dalej kieruje się w głąb lasu. Niech tylko mnie postawi, wtedy się policzymy.

-Jesteśmy na miejscu księżniczko- mówi po jakimś czasie i sprawnie kładzie mnie na własne nogi. Moim oczom ukazuje się prześliczny widok, wprost malowniczy. Mały wodospad z krystalicznie czystą woda i niewielki strumyczek od niego odchodzący, a to wszystko otoczone szafirowym lasem.
- Fede tu jest... mi słów brakuje- mówię cicho aby niczym nie zakłócić tego cudownego otoczenia.
- Jednak warto było być cierpliwym co? - posyła mi swój kpiarski uśmiech i zrywa małą stokrotkę po czym wkłada mi ją we włosy. 
- Tak, przepraszam za moje zachowanie-  jest mi strasznie wstyd, on  przyprowadził mnie do tak wspaniałego miejsca, a ja całą drogę marudziłam. Zawstydzona spuszczam wzrok.
- Ej nic się przecież nie stało- chłopak uśmiecha się szczerze po czym delikatnie całuje mnie w czoło. 
- I nie jesteś zły? - pytam by się upewnić. 
- Nie potrafię być na Ciebie zły- mówi a ja nie kontrolując swoich czynów rzucam się mu na szyję i mocno przytulam.
-Jesteś najlepszy- Federico po chwili osłupienia, również obejmuje mnie ramionami, jeszcze z nikim nie przytulało mi się tak dobrze. Po chwili słyszę jego szept przy moim uchu:
- Wiem to Aniele.

************************************************
Jest Wi-Fi jest 5 XD
Mam nadzieję że wam się podoba i czekam na komentarze perełki :*
Kocham Care <3

piątek, 3 lipca 2015

LBA ♥

Zostałam nominowana przez Mechi Lovcia
Z tego o to bloga  http://el-amor-vive-para.blogspot.com

Pytania i Odpowiedzi  :3


1. Czy idziesz na Violetta Live? Jeśli tak to gdzie?

Niestety nie idę nad czym bardzo ubolewam :c

2. Co cię zainspirowało do założenia bloga?

Inne blogi które czytałam ( a jest ich sporo xD) no i mój potworek

3. Jakie są twoje ulubione piosenki z Violetty?

O jeny ciężko wybrać XD ale chyba te gdzie głównym głosem jest Rugg, Mechi, Diego lub Jorge

4. Za jaką postacią, którą usunęli z Violetty tęsknisz najbardziej?

Larą  dziewczyna była genialna

5. Gdybyś miała wyjść za jakiegoś aktora jaki to by był?

Stanowczo Ruggero ♥ lub Diego ♥  lub Jorge

6. Jak wyobrażasz sobie swoją przyszłość?

Będę studiować ekonomię a następnie zostanę prezesem  międzynarodowej korporacji lub prezydentem, XD

7. Genialnie piszesz i jesteś moją inspiracją (jak pewnie wielu osób). To dlaczego czasem wątpisz w swój wielki talent do pisania?

Nie mam talentu XD więc nie mam w co wątpić :")

8. Do jakiej postaci z Violetty jesteś najbardziej podobna (z charakteru oczywiście) i dlaczego?

Na pewno mam coś z Lu ponieważ zawsze dążę do wyznaczonych celów i lepiej mnie nie denerwować XD Ale mam też coś z Naty po jestem troszkę nieśmiała :3 Takie dziwne połączenie

9. Czy będziesz oglądać ,, Soy Luna" - ze względu na Ruggero oczywiście!

Raczej wątpię ale jeszcze nic nie jest pewne :/

10. To zagadka! Na podstawie tego jak pisze zgadnij ile mam lat!  (To będzie ciekawe).

O rany nigdy nie byłam dobra w zgadywankach więc tą tez sobie odpuszczę XD

 

Dziękuje za nominację :3 Ja nominuję... nikogo będę szczera nie lubię się bawić w takie rzeczy XD

Kocham care  


Ps. Rozdział powinien pojawić się jutro słoneczka ♥

czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział 4

Przez wszystkie lekcje nie mogłam się skupić, całą moją przestrzeń w mózgu zajmował ten przystojny ktoś. W końcu nadchodzi ta oczekiwana chwila, gdy razem z Fran wchodzimy do sali pana Resto. Mój entuzjazm od razu znika gdy patrzę na swoją ławkę, nie ma go. Bez większej radości zajmuję swoje miejsce i wyjmuje szkicownik. Nie mija nawet pięć sekund a ja już jestem w swoim własnym świecie, sunę ołówkiem po papierze by dokładnie uchwycić tą idealną miękkość czekoladowej sierści. Z podirytowaniem dmucham na niesfornego loka który spadł mi na czoło i nie pozwala się skupić. Już podnoszę rękę by założyć go za ucho, gdy robi to ktoś inny. Nie muszę na niego nawet patrzeć by wiedzieć że to on tylko jedna osoba w całym wszechświecie tak pachnie, tym boskim połączeniem lasu i ciepłego Neapolskiego dnia.
- Czyli prezent Ci się podobał? - pyta Federico i siada na krześle bokiem tak że nasze kolana się stykają. Patrzy na mnie jakby chciał po moim spojrzeniu sprawdzić czy nie kłamie. Pewnie patrzę mu w oczy i staram się nie przejmować tym że na mojej twarzy wykwitł rumieniec.
- Bardzo mi się podobał Fede. Od dziecka o takim marzyłam. Nawet nie wiesz jak bardzo kocham wilki. - ostatnie zdanie szepcze cichutko, a na twarzy chłopaka pojawia się tak uwielbiany przezemnie szelmowski uśmiech.
- Liczę, że opiekował się tobą i nie męczyły Cię koszmary. Jeśli nie spełnił swojego zadania, to uwierz mi mam na jego miejsce bardzo chętnego zastępcę. - w jego oczach widzę dziwną mieszankę szczęścia, troski i czegoś jeszcze, czego nie mogę zinterpretować ale wiem jedno jeszcze nikt nigdy tak na mnie nie patrzył.
-Jestem ciekawa czy zastępca też pachnie tobą- mówię śmiało, a chłopak nie wie co ma mi odpowiedzieć. Po chwili jednak wraca do żywych i już otwiera te idealne usta, które tak bardzo chcę poczuć na swoich, gdy do sali wchodzi nauczyciel i zaczyna rozdawać jakieś sprawdziany. Niestety na odpowiedź będę musiała poczekać.
- Jako, że jest to wasza ostatnia lekcja, Ci którzy skończą wcześniej mogą już iść- pan Resto się uśmiecha, po czym z kieszeni spodni wyjmuje gwizdek i dmucha w niego z siłą- czas start!
Już po niecałych dziesięciu minutach odkładam długopis, pisząc ten jakże trudny sprawdzian czułam się jak w pierwszej klasie podstawówki. Podnoszę się z ławki i razem z zapisaną kartką podchodzę do biurka nauczyciela, oddaję mu sprawdzian i szybko wychodzę z klasy. W wolnym tempie spaceruje po szkole czekając na Viole, jakoś nie kusi mnie by iść do domu trzy kilometry na nogach.
-Lu! - słyszę szept i odwracam się za siebie, by zaczekać na Włocha, który już po chwili znajduję się obok.
- Wracając do naszej poprzedniej rozmowy, tak zastępca też pachnie jak ja. - mówi z pełną szczerością wesoło się przy tym uśmiechając. Na ten widok nie potrafię się nie roześmiać. Nagle do głowy przychodzi mi pewien pomysł, wydaje mi się niezły więc czemu by go nie zrealizować.
- Fede przyjdziesz na ognisko w tą sobotę? - pytam ze szczerą nadzieją którą na pewno widać w moich oczach.
- Jesteś pewna że chcesz żebym przyszedł? - pyta z wesołymi ognikami w oczach, jeszcze się tu będzie ze mną droczył, o nie Pasquarelli nie ze mną takie zabawy. Postanawiam wykorzystać broń ostateczną, która zawsze działała na moją rodzinę. Robię duże smutne oczy zbitego szczeniaczka i delikatną podkówkę z ust. Smutno kiwam głową a reakcja Federico jest natychmiastowa, kładzie dłoń na moim policzku i składa całuska na moim czole.
- Obiecuję, że przyjdę Aniele, trochę się spóźnię bo muszę coś załatwić z Leonem ale postaram się przyjść jak najszybciej- mówi cichym szeptem. Momentalnie się uśmiecham i patrzę w te cudne czekoladowe oczęta, ta mina zawsze działa.

-Mówię, Ci Verdas przechodzi już samego siebie. Wiesz co odwalił dziś na hiszpańskim? Przez dziesięć minut kłócił się z panią Navarro dlaczego to nie on może wykonać projekt semestralny ze mną tylko z jakąś Stephanie. A jak ta odpowiedziała mu że ja robię go z Alexem to ten zaczął wykłócać się jeszcze bardziej! - zdenerwowana Violetta wciska nerwowo klakson na jakieś stare auto, które wlecze się przed nami. Jej zdenerwowana mina i uparcie Leona sprawia że wpadam w niekontrolowany śmiech a z moich oczu lecą łzy. - To nie jest zabawne! Najgorsze jest to, że pani miała już dość i mu uległa!  - krzyczy z piskiem opon zatrzymując się na podjeździe. Wychodzę z auta i delikatnie zamykam drzwi, zupełnie przeciwnie niż moja kuzynka, która trzaska nimi gniewnie, zaczynam podziwiać tego gruchota, że jeszcze jeździ.
- Czyli pracę będziesz wykonywać z Leonem? - pytam by się upewnić.
- Tak-  warczy przez zęby, po chwili jednak uśmiecha się złośliwie- Ale nic się nie martw jak przyjedzie do mnie w niedzielę to zapewne weźmie ze sobą Federico. Twój książę Cie odwiedzi!- mówi i szybko wchodzi do domu by uniknąć mojego mrożącego krew w żyłach wzroku.

 W moim przekonaniu plaże powinny być piaszczyste i suche a tu co? Już od godziny siedzę na kamienistej plaży gdzie wiatr wieje jak cholera i gdzie jest zimno. Już nigdy nie posłucham Violetty, niby miało być tak fajnie, a większość osób gada ze swoją drugą połówką lub flirtuje z kimś.Na wet Vils temu uległa i od dłuższego czasu gada z Alexem, wolę nie widzieć reakcji Leona na ten widok, albo nie przynajmniej coś by się działo. A pan wielki Pasquarelli to okropny kłamca, obiecał że przyjdzie a tu co? Jak go nie było tak nie ma. Znudzona patrzę na płonące ognisko. Muszę przyznać że drzewo, które wcześniej było w morzu pali się niezwykle, na ten piękny lekko niebieski kolor, jak ściany w sypialni moich rodziców, w Neapolu. Szybko zaciskam oczy by nie napłynęły do nich łzy. 
- Ty pewnie musisz być kuzynka Violetty- za sobą słyszę męski głos. Szybko się odwracam i stoję na przeciwko całkiem przystojnego blondyna, jednak do Federico daleko mu jeszcze. Naprawdę Ferro podchodzi do ciebie jakiś facet a ty potrafisz go jedynie porównywać do Pasquarelliego.
- Tak, jestem Ludmila- wymuszam na twarzy lekki uśmiech, na co chłopak odpowiada szerokim bananem na twarzy.
-Felipe- podaje mi rękę, która szybko ujmuje. - Masz może ochotę na spacer? - pyta i wskazuje na rozciągającą się plażę. Patrzę na siedzących przy ognisku ludzi i na pustą plażę. 
- Z chęcią się z tobą przejdę- skoro ten włoski pacan wolał mnie wystawić to jego strata i kogo ja próbuje oszukać, wolałabym żeby tu był.
- Inaczej tu niż we Włoszech? - już od kilkunastu minut spaceruje z Felipe po plaży, nawet spoko nam się rozmawia.
- Całkiem inaczej, tam jest ciepło. Nie cierpie zimna i tych okropnych chmur które ciągle zasłaniają słońce-  warczę przez zęby,  na co chłopak cicho się śmieje. 
- Tęsknisz za domem- stwierdza- wiem jak to jest gdy miałem 10 lat przeprowadziliśmy się tu rodziną z Australii, też nie mogłem przywyknąć do tego klimatu. - popatrzyłam na chłopaka, rzeczywiście wygląda jak typowy Australijczyk. Wysoki, blondyn z niebieskimi jak morze oczami tak na pewno nie kłamie. - Nie żeby coś ale nie wyglądasz jak typowa Włoszka- mówi ostrożnie, a jego wzrok nie schodzi ze mnie nawet na sekundę. 
- Z wyglądu bardziej przypominam mamę, która była Amerykanka. Za to mogę Ci powiedzieć że charakter mam po tacie, stu procentowym Włochu, więc lepiej ze mną nie zadzieraj. - udaję poważny ton i grożę mu palcem. Oboje wybuchamy śmiechem i dalej powoli idziemy, wesoło rozmawiając. Po chwili jednak czuję jak robi mi się coraz zimniej, jednak mogłam wziąć jakąś kurtkę lub chociaż bluzę. Zaczynam delikatnie pocierać moje ramiona na których mam tylko cieka koszule w kratkę. Chłopak widząc to zaczyna ściągać kurtkę, lecz ktoś go uprzedza. Czuję jak na moich ramionach spoczywa męska skórzaną kurtka, od razu ją poznaję. Szybko się odwracam
- Ty chyba sobie kpisz-  mówię  patrząc na uśmiechniętego Federico w samym T-shirt idealnie opinajacym jego klatkę piersiową.

**************************************************
Jest i 4 :3
Co do nexta nie jestem w stanie wam powiedzieć kiedy się pojawi, gdyż jadę w sobotę na wakacje i nie wiem co z dostępem do internetu :/ 
Jeżeli będzie Wi-Fi to postaram się dodać z tabletu siostry a jeśli nie będzie, to rozdział powinien pojawić się w następny piątek :c
Przepraszam was za to ale zrozumcie tonie zależy odemnie :(
Oczywiście wasze blogi będę komentować bez przeszkód :*
Kocham care ♥

 

A to na poprawę humoru XD właśnie taka będzie reakcja Andresa na wiadomość że będzie ojcem :")